Farma Wuja Toma – Dyniolandia to nowe miejsce na mapie Warszawy, które znajduje się na Bielanach przy ul. Wóycickiego, niedaleko cmentarza Północnego oraz jednej z siedzib UKSW. Motyw przewodni tego miejsca to wiejski klimat, który podkreślają wszechobecne snopowiązałki, rozsiana kukurydza, a także jak sama nazwa wskazuje – dynie, które w sezonie można nabyć do domu.
Dyniolandia zlokalizowana jest przy głównej ulicy, szyld widać z daleka, nie ma dedykowanego parkingu, ale naprzeciwko można skorzystać z dużego placu – niestety nie ma w pobliżu przejścia dla pieszych, więc trzeba uważać.
Wchodzicie na teren obiektu i wita Was oczywiście kasa, a potem Mega Dynia – czyli płaski dmuchaniec – wreszcie taki, z którego mogą skorzystać też młodsze dzieci. O ile oczywiście nie szaleją na nim te starsze ;), ale nam się dzisiaj udało. Dla tych małych jest też kukurydziana „piaskownica” (oczywiście pod nadzorem, bo jednak kukurydza to kukurydza), mini-drewniane rowerki rozbiegowe i plac-labirynt do jazdy, a także krowa do dojenia (podczas naszej wizyty ta atrakcja była niedostępna).
Jest też spory plac zabaw między innymi z zabudowanymi huśtawkami dla maluchów czy bocianami gniazdami. Oprócz tego zjeżdżalnie, słomiane piramidy, proca oraz zjazdy linowe (dla starszych). To tylko część rozrywek, bo nie daliśmy rady ze wszystkiego skorzystać ze względu na zbliżającą się drzemkę.
Na terenie Dyniolandii możecie spotkać też wiele zwierząt, rozlokowanych po całym terenie. Są kozy, miniaturowe świnki, króliki, gęsi, kaczki oraz kury.
Farmerski klimat uzupełniają oczywiście dynie, rozsadzone kukurydze po całym terenie, mini-szklarnia z warzywami, snopowiązałki, czy opony od pojazdów rolniczych.
Wrażenia? Naprawdę bardzo nam się podobało, po raz pierwszy udało się skorzystać z tylu atrakcji, ale nie ze wszystkich (H. ma 1,5 roku). Zawsze w miejscach tego typu był niedosyt, bo większość atrakcji była dla starszych dzieci. H. oszalała na punkcie miniaturowej taczki oraz wózka (podobne jak w warszawskim zoo) – te rzeczy są dostępne dla zwiedzających przy wejściu (ale w ograniczonej ilości). Było luźno, bo to nowe miejsce, więc naprawdę czuliśmy się swobodnie – warto więc wybrać się jeszcze kiedy nie ma tam dzikich tłumów.
Jestem na nie jeśli chodzi o strefę gastro. Napijecie się tam między innymi kawy, herbaty, wody zjecie zapiekanki, frytki czy hot doga, ale to by było na tyle. Dobrze mieć wobec tego swoje przekąski dla dziecka, jeśli nie jesteście zwolennikami dań typu fast. Miejsc do jedzenia jest natomiast sporo i rozlokowane swobodnie, więc nie ma obaw, że wszyscy są ściśnięci w jednym miejscu.
Jeśli chodzi o zaplecze sanitarne to jest to typowy plener, więc są toi toi’e.
Cena za osobę to 25 zł lub 35 zł – w zależności od pory dnia oraz dnia tygodnia (dzieci poniżej roku wchodzą za free). Za 8 zł dokupicie karmę dla zwierzaków. Można płacić kartą.
Więcej zdjęć oraz wideo z tego miejsca znajdziesz we wpisie na moim Instagramie tutaj.