Rodziłaś? Napisz, jak było!
Cześć!
Na tej stronie znajdziesz opinie na temat porodów w szpitalach w Warszawie. Możesz tu podzielić się swoimi wrażeniami po pobycie na danym oddziale położniczym, a także napisać o tym, co Ci się nie podobało. Opinie dodawane są chronologicznie i uprzednio akceptowane przez administratora strony. Różne opinie dodawane wielokrotnie z jednego IP będą uznawane za podejrzane i niepublikowane (i nie tylko takie, a wszystkie, które będą nosiły znamiona potencjalnego nabijania pozytywnych opinii).
Stworzyłam tę podstronę, bo sama przed swoim porodem maniakalnie wertowałam internet, czekając na nowe opinie dotyczące wybranych szpitali. Ta zakładka to nie jest żaden ranking ani miejsce do porównywania, tu będziesz mieć opinie, z których sama wyciągniesz swoje wnioski.
Osobom, które zdecydują się dodać opinię z góry dziękuję. Nie mam dla Was żadnego e-booka za napisanie opinii i z marketingowego punktu widzenia to pewnie słabe 😉 Chcę jednak, aby to było miejsce pełne wiedzy od Was dla Was.
Zapraszam też do zapoznania się z artykułami stworzonymi wspólnie ze szpitalami na temat ich porodówek, które znajdziesz na tej podstronie.
Jeśli masz jakiekolwiek sugestie dotyczące funkcjonowania tej strony, napisz do mnie na kontakt@mamazwarszawy.pl
Opinie
Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
Ocena:
Opinia:
W szpitalu przy ul. Karowej rodziłam w 2021r. Był to mój pierwszy poród. To, co wydarzyło się podczas mojego porodu nigdy nie powinno mieć miejsca. Zacznę od początku... do szpitala przyjechałam ze skurczami co 5 minut. Po badaniu trafiłam na porodówkę. Miałam wykupioną położną, której nie było na miejscu ale bez problemu dojechała do szpitala w przeciągu 2h. Niestety, kiedy na nią czekałam na porodówce nikt się mną nie interesował, leżałam na wpół naga na łóżku i nikt nie przyniósł mi nawet okrycia! Bóle stawały się coraz silniejsze, prosiłam o znieczulenie ale był problem z anestezjologiem. Ale pojawił się lekarz z papierkami do wypełnienia, min zgodą na napięcie krocza. Kiedy ból był już nie do wytrzymania a ja traciłam przytomność moja położna poszła szukać anestezjologa. Dostałam znieczulenie ze stwierdzeniem: ,,ma Pani 45 min na urodzenie dziecka, później już Pani znieczulenia nie dostanie". Odeszły mi wody, były koloru zielonego, natychmiast przyszedł lekarz i przeciął mi krocze, bez jakiejkolwiek informacji, bez uprzedzenia, 0 wyjaśnień! Syn urodził się 2 parcia po nacięciu! Syn urodził się malutki, nie było zagrożenia pęknięcia pochwy. Lekarz zszywał mnie razem ze studentką. W pewnym momencie pozwolił jej na zszywanie mojego krocza. Po zakończeniu stwierdziła: ,,nie wyszło mi, ale wkońcu to mój pierwszy raz" a On przytaknął. Wtedy się popłakałam, powiedziałam do męża, że poszyli mnie jak lalkę 🙁 kiedy zeszło mi znieczulenie czułam ból w pochwie, poprosiłam męża żeby wziął od położnej środki przeciwbólowe. Kiedy przyszła położna zbadała mnie i okazało się, że zostałam źle zszyta. W środku zrobił się krwiak, który się powiększał! Mąż został natychmiastowo wyproszony z dzidziusiem na korytarz. Nie wiedział co się dzieje, widział tylko jak z mojego pokoju wybiega i wbiega personel. Ja zostałam znieczulona ogólnie i została przeprowadzona operacja. Zakończyło się to 14-ma szwami i informacją, że mam szczęście, że zostało to wykryte od razu. Po przeniesieniu do pokoju z dzidziusiem, nie ma żadnej opieki. Położne nie były u mnie ani razu. Wręcz przeciwnie były zle kiedy się je o coś pytało. Dziecko przepłakało mi całą noc, wydawało mi się, że nie mam pokarmu i pewnie jest głodne więc poszłam do położnych. Te kazały mi wystawić pierś, po czym mi ją mocno scisneły i stwierdziły, że mleko jest, więc w czym mam problem. Antybiotyki podawane dożylnie, mimo próśb o zmianę ręki były podawane bardzo boleśnie. Miałam wrażenie, że wręcz sprawiało to przyjemność położnej, która to wykonywała. Ogólnie te dni w szpitalu były dla mnie tragiczne. Skończyłam z depresją poporodową, lękiem i brakiem czucia w pochwie po stronie nacięcia.Kobitki unikajcie tego szpitala!!!
Data: 16/07/2023
Magdalena
Szpital: Szpital Specjalistyczny „Inflancka” im. Krysi Niżyńskiej „Zakurzonej” (ul. Inflancka 6)
Ocena:
Opinia:
W szpitalu przy Inflanckiej rodziłam w końcu lutego 2023 i mam bardzo mieszane uczucia co do pobytu w tej placówce...postaram się opisać wszystko po kolei. Do szputala pojechałam w nocy z niedzieli na poniedziałek z powodu odpłynięcia wód płodowych. Z racji dodatniego wyniku posiewu GBS pojechaliśmy z mężem dość szybko. Na izbie przyjęć było kilka rodzących (chyba 4 kobiety) i ta sytuacja już przerosła położne na izbie. Były niemiłe, niepomocne a badanie przepochwowe bardzo bolesne. Z racji braku akcji skurczowej trafiłam najpierw na salę przedporodową, tutaj założono mi wenflon i podpięto ktg, pod którym przeleżałam do rana. Na obchodzie najpierw pojawili się zdenerwowani studenci, którzy mnie zbadali a następnie kierownik oddziału, który dał wybór: oksytocyna albo czekanie aż akcja skurczowa się zacznie. Lekarz był miły i rzeczowy i razem podjęliśmy decyzję, że zaczekamy. Przeniesiono mnie na patologię ciąży, gdzie dostałam posiłek. Położne na patologii młode i miłe. Po kilku godzinach zaczęły się skurcze z każdą godziną coraz silniejsze. Zgłaszałam to położnym, które poleciły zainstalować aplikację licznik skurczów i wołać je jeżeli będą częściej niż 5 minut. Przyznam, że samodzielne monitorowanie coraz bardziej bolesnych skurczów było dla mnie trudne, zawołałam położną, która podpięła mi ktg i na jego podstawie stwierdziła, że to jeszcze nie poród. Leżałam więc sama (bez męża, który był tylko w godzinach odwiedzin, mocne skurcze zaczęły się wieczorem) z coraz większym bólem, bez dostępu do sali porodowej, gdzie są piłki, drabinki i tym podobne. Po jakimś czasie znowu zawołałam położną, gdyż skurcze były coraz częstsze i coraz bardziej bolesne. Zostałam więc zabrana do gabinetu na badanie (gabinet znajdował się na drugim końcu korytarza i musiałam tam przejść sama). Jak tylko usiadłam na fotel, położna tylko spojrzała i kazała szybko siadać na wózek (nagle się znalazł) i biegiem zawiozła mnie na porodówkę po drodze szepcząc do lekarza, że mam 8 cm rozwarcia. Z porodówki zdążyłam tylko zadzwonić po męża, który na szczęście był w pobliżu i zaczęły się skurcze parte. Przy porodzie była położna Katarzyna oraz pani doktor Magdalena - obie bardzo pomocne, rzeczowe, dzięki nim wszystko przebiegło sprawnie, mimo braku znieczulenia (już było za późno). Nacięcie krocza było konieczne z powodu spadającego tętna dziecka i owinięcia pępowiną. Po narodzinach dziecko zabrano na pomiary (mąż obserwował) a ja byłam szyta. Następnie dostaliśmy nawet ponad 2h na kangurowanie i jako takie dojście do siebie. Po tym czasie zawieziono mnie na oddział położniczy. Trafiłam do sali dwuosobowej. Sala z łazienką ale trudno było się w niej ogarnąć z niemowlakiem. Tylko mała szafeczka dostępna, żadnego stolika do jedzenia. Procesje pań sprzątaczek i położnych zaczynały się od 5 rano, wchodzenie bez pukania, do godziny 12 "ciągle coś" - nie można było ani dziecka uśpić ani w spokoju nakarmić. Zero intymności przy obchodzie ginekologicznym, trzeba zdjąć majtki i z ugiętymi nogami leżeć na łóżku z podpaską lub podkładem pod pupą - zero parawanu oddzielającego od sąsiadki. Opieka położnych pozostawiała wiele do życzenia. Pierwszego ranka poprosiłam o pomoc przy przystawieniu do piersi, spotkało się to z ogólnym zdziwieniem położnych, że trzeba mi pomóc i na to, żeby któraś przyszła czekałam 2h. Nie było CDL. Kiedy w nocy córka bardzo płakała (była głodna i ja nie miałam jeszcze dość pokarmu) jedyną receptą od położnych było dokarmianie mm. Na plus - fizjoterapeutka uroginekologiczna dostępna dla każdej rodzącej. Ogromny minus - dziecko zabierane od matki na zabiegi i badania - kiedy chciałam być przy pobraniu krwi zostałam wyproszona z zabiegowego. Szkoda, że nie znałam wtedy lepiej swoich praw - nie dałabym się tak spławić. Dziecko zostało zabrane na usg przezciemiączkowe, przy tym badaniu byłam, tutaj zaś z kolei bez mojej zgody położna podała dziecku glukozę... Ostatnia sprawa to wyżywienie - o ile obiady były w miarę ok, to śniadania i kolacje - okropne. Podsumowując - sama opieka podczas porodu bardzo na plus ale to co przed i po kompletnie nie spełniło oczekiwań.
Data: 05/07/2023
Alina
Szpital: Międzyleski Szpital Specjalistyczny (ul. Bursztynowa 2)
Ocena:
Opinia:
W Międzylesiu rodziłam w 2018 r. Jeszcze przed remontem, ale opiekę wspominam bardzo dobrze, szczególnie na patologi ciąży i już po porodzie. Położna, która była w trakcie porodu mogłaby być bardziej empatyczna. Jedyny minus z tamtego okresu - to brak 1 lekarza prowadzącego od którego można by uzyskać wszystkie informacje - a potrzebowałam ich sporo, bo urodziłam wcześniaka z rozszczepem podniebienia. 2 pobyt - na początku 2023 r.- powód smutniejszy - poronienie w 19 tygodniu ciąży - oceniam bardzo wysoko. Wszystko było wyjaśnione konkretnie, z wyczuciem, bez powiększania niepotrzebnie traumy. Mąż mógł być ze mną cały czas niezależnie od godzin odwiedzin, mieliśmy sale tylko dla siebie.
Data: 04/07/2023
H.
Szpital: Szpital Ginekologiczno-położniczy im. Świętej Rodziny przy (ul. Madalińskiego 25)
Ocena:
Opinia:
Na samą myśl o szpitalu mam ciarki i łzy w oczach. Urodziłam w 2022. Odeszły mi wody i trafiłam na patologie ciąży. Położne wbijały mi wenflon kując mnie ok 20 razy - miałam całe ręce w siniakach i brak czucia w palcach jednej dłoni przez miesiąc (uszkodzenie nerwu). Jak weszłam do sali natychmiast zaczęły się skurcze. Od razu co dwie minuty! Były niesamowicie intensywne i wolałam położne - zostałam skrzyczana, że bez sensu wołam, nic się nie dzieje, nie rodzę i mam przestać się tak zachowywać. Skurcze były straszne - byłam na sali sama, położne mnie olały a ja z bolu myślałam, że oszaleje (była to sala na oddziale, nie było nic czym mogłabym się wspomóc w bólu). W końcu ktoś mnie zbadał- położna kazała wchodzić na fotel w skurczu, powiedziała, że nic się nie dzieje, nie mam rozwarcia i mam przestać krzyczeć bo wystraszę innych ludzi. Na sali było coraz gorzej, zaczęłam mocno krwawić i ból był nie do zniesienia. Zaczęłam się trząść i skurcze mną miotaly po podłodze. Minęły prawie 3 godziny i w końcu znów ktoś mnie zbadał-kolejna informacja, że nie mam rozwarcia. Ale po chwili informacja, że jednak jadę na porodówkę. Położna kazała mi iść za sobą, ciągnąć walizkę na skurczach (później okazało się, że były to parte!) Na porodówce, okazało się, że mam siedem centrymetrow i skurcze parte!!! A niby nic się nie działo! Urodziłam tam w 30 minut!!! Mój (prawie)cały poród odbył się w samotności, poniżaniu, mówieniu, że histeryzuje i mam przestać mówić, że mnie boli! Leżałam na podłodze w skurczach partych, wykrwawiając się!! Jedna gwiazdka za położna na sali porodowej, która pomogła mi wyhamować skurcze by udalo sie nie rozwalić szyjki macicy i dojść do 10 cm, oraz za pozycję wertykalną.
Data: 02/07/2023
Marlena
Szpital:
Ocena:
Opinia:
Rodziłam w 2019 r. Po KTG pojawiło się plamienie wiec wróciłam do szpitala na konsultacje. Z racji tego że byłam 2 dni przed terminem to zostawiono już mnie na oddziale. Po kolejnych konsultacjach stwierdzono, że będziemy wywoływać poród że względu na dużą masę dziecka. Od razu miałam podłączona oksytocynę. Żadnych baloników czy przygotowania. Po kilku godzinach przecięty pęcherz płodowy. Po 12 godzinach dziecku zaczęło spadać tętno i skończyło się nagła cesarką. Niezbyt dobrze znieczulona bo czułam nacięcie i silny ostry piekący ból. Przez cały czas 12 godzin wywoływania nie widziałam ani razu lekarza. Położne 2 razy. 1 raz jak podłączyli mi oksytocynę. Drugi przy nowej zmianie. Słyszałam rozmowę 2 położnych o tym czym mi przecinały pęcherz płodowy : " tym przecinałyscie?!". Mąż był obok, chodził do dyżurki położnych kiedy już wycienczona z bólu wymiotowalam, stwierdziły ze to normalne. Po porodzie widziałam dziecko po kolejnych 12 godz. W nocy słyszałam płacz dziecka, prosiłam o przyniesienie syna i pomoc w przystawieniu. Bezskutecznie. O doradcy laktacyjnym mogłam pomarzyć. Lekarze na obchodzie krzyczeli jak te dzieci karmimy skoro spadają z wagi. Jedyne co to cudowna Pani neonatolog i położne ale niestety nie wszystkie.
Data: 29/06/2023
Katarzyna
Szpital: Szpital Specjalistyczny Św. Zofii (ul. Żelazna 90)
Ocena:
Opinia:
Jeśli chodzi od oddział położniczy, jestem bardzo wdzięczna położnym oraz personelowi za wspaniałą opiekę. Zarówno podczas porodu jak i opieki po. Położne są oddane, pomocne i sympatyczne. Chętnie służą radą i bardzo wspierają. W szpitalu dostępne są także spotkania kontrolne z fizjoterapeutą oraz specjalistą od laktacji. Będę bardzo pozytywnie wspominać ten czas w szpitalu. Serdecznie polecam każdej przyszłej mamie wybór tego szpitala.
Data: 29/06/2023
Ania
Szpital: Szpital Specjalistyczny „Inflancka” im. Krysi Niżyńskiej „Zakurzonej” (ul. Inflancka 6)
Ocena:
Opinia:
Z całego serca polecam przede wszystkim dr Marte Wojtuń, prowadziłam u dr ciążę, bardzo zaangażowana, empatyczna, skrupulatna i łagodna Pani doktor. Dzięki niej mogłam zrealizować dwa skierowania na USG na NFZ odpowiednio wcześniej ponieważ zadbała o to abym je miała od razu. Ponadto zawsze poświęca dużo czasu każdej pacjentce. Widać że ten zawód to jej powołanie. Poród na inflanckiej również polecam. Mam doświadczenia zarówno z 2018 jak i z 2023. Pobyt na patologii ciąży 5/5, panie położne, młode, energiczne, poinformowane. Poród z panią Alina - również polecam, profesjonalistka w swoim fachu. Bardzo rzeczowa, potrafi zdyscyplinować Pacjentkę, dzięki czemu uniknęliśmy nacięcia krocza. Przykładem tego jest opinia Pana doktora następnego dnia na obchodzie który stwierdził, że nie widać że rodziłam wczoraj. Poród był indukowany ze względu na szacowana duża masę dziecka (dr Wojtuń zasugerowała oczywiście nie myliła się). Dziecko przyszło na świat po 3h i 52min od rozpoczęcia intensywnych skurczy z wagą 4126g. Również chciałabym podziękować panu anestezjologowi (młody, niestety nie pamiętam jak się nazywa), który perfekcyjnie zrobił zzo, a mimo znieczulenie poród postępował od 3cm do 8cm w dwie godziny kiedy to mogłam odpocząć. Generalnie warto zdać się na profesjonalistów, każdy szpital ma jakieś swoje minusy, np małe porcje jedzenia ale nie jest to wina szpitala tylko norm. Oczywiście nie mogę pominąć kuchni - posiłki zawsze świeże, doprawione. Mało to fakt ale tak jak wspomniałam, nie jest to zależne od szpitala. Polecam szpital - oczywiście były także osoby z personelu mniej zaangażowane i otwarte na pomoc ale to nie zmienia mojej opinii.
Data: 29/06/2023
Dominika
Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
Ocena:
Opinia:
Zbierałam się żeby napisać tą opinię 3 razy i za każdym razem się poddawałam. Od porodu minęło 1.5 roku a trauma pozostała. Do szpitala trafiłam po odejściu wód płodowych o godzinie 11 bez żadnej akcji porodowej. Zero skurczy własnych. Przyjęto mnie na oddział dość sprawnie sala jednoosobowa. Ciągle zmieniały się położne. Przez błąd lekarza do porodu przyjmowałam acard i nie miałam możliwości skorzystania ze znieczulenia poinformowała mnie o tym dopiero któraś położna. Pakowano we mnie oksytoccyne do godziny 18. Rozpoczęły się skurcze. Cały poród pod ktg. Był problem z tym żebym mogła pójść do toalety. Przez cały poród pozwolono mi dwa razy, a urodziłam dopiero o 2 w nocy. Mogłam korzystać z gazu ale same położne nie do końca wiedziały czy aparat działa prawidłowo. Koniec końców lepiej było bez. Gdyby nie mąż to nie miałby kto mi podać szklanki wody. Jedyna pomoc to piłka która nie była dostosowana do wagi oraz była słabo napompowana. Pozwolono mi stać na 1 metrze kwadratowym bo cały czas ktg. Na pytanie czy mogę iść pod prysznic usłyszałam że chyba zwariowałam. Oddział był przepełniony najwieksza sala porodowa była zbiorczą sala poporodową. Około godziny 24 dziecku spadło tętno. Akurat stałam na tym moim metrze kwadratowym kiedy przyszła pani doktor i z wejścia zwróciła uwagę na moje za wysokie BMI. Powiedziała żebym szybciej się ruszała a nie tak ślamazarnie. Poinformowano mnie ze jeżeli jeszcze raz dziecku spadnie tętno będzie konieczna cesarka w pełnym znieczuleniu. Ja się o te cesarkę modliłam. Chciałam żeby wszystko się już skończyło. Widząc moje cierpienie zaproponowano mi leki opioidowe i zaznaczono ze może dojść do uszkodzenia dróg oddechowych dziecka. Super propozycją dla kobiety, która w niewyobrażalnym bólu musi podjąć taka decyzję. Odmówiłam. Po Około kolejnych dwóch godzinach bol już był tak nie do zniesienia (słyszała mnie chyba całą Warszawa) ze mąż poszedł po położną i poprosił o te leki opioidowe. Na całe szczęście bo położna chciała mnie zbadać a rozwarcie było już 8 cm. W kilka minut pokój wypełnił się ludźmi. Nie było nawet mowy o jakiejkolwiek ochronie krocza. Ze stresu wstrzymały mi się na dłuższą chwilę skurcze bo położna nacinała mi krocze dwukrotnie. Nacięcie goilam kolejne dwa miesiące. Dziecko na całe szczęście zdrowe i to jedyny plus tego całego pobytu w szpitalu na Karowej. Położono mnie na prowizorycznej sali "poporodowej" na porodówce bez łazienki. Dodam że to mój pierwszy poród. Rano na obchodzie poprosiłam położna żeby pokazała mi jak poprawnie wywinąć pieluszkę do kikuta pępowinowego. To usłyszałam że nigdy nie widziała żeby ktoś był taki nieporadny. Bardzo miłe słowa przy innych mamach na sali które rodziły któreś dziecko z kolei. Całe szczęście laktacja i karmienie piersia przyszły jakoś naturalnie więc nie musiałam korzystać z usług równie przejętej swoją pracą pani. Maluszek szybko przybierał na wadze więc wyszłam w 2 dobie. Z plusów to młode położne i neonatolodzy. To anioły nie ludzie. Miejacy jeszcze serce do zawodu. Piszę "jeszcze" bo patrząc na stara gwardie mam wątpliwości czy będzie tak dalej. Mam nadzieję że jestem jakimś osobnym nadwrażliwym przypadkiem i że nikt szczególnie w tych czasach nie przeżyje takiej traumy. Do dziś trudno mi nawet o tych kilku dniach rozmawiać a rozmowy o kolejnych dzieciach odkładam na później. Ściskam wszystkie mamy z podobnymi przeżyciami ❤️
Data: 20/06/2023
Yana
Szpital: Szpital Specjalistyczny „Inflancka” im. Krysi Niżyńskiej „Zakurzonej” (ul. Inflancka 6)
Ocena:
Opinia:
Rodziłam w szpitalu „Inflancka” w styczniu i mam mieszane uczucia, więc po prosty opiszę po kolei jak było. 1. Do szpitala trafiłam w sobotę rano po odejściu wód płodowych. Na IP nie było kolejki i wszystko przebiegło bardzo sprawnie. Jako ze mimo odejścia wód nie było czynności skurczowej, to zostawili mnie na sali przedporodowej a mąż musiał czekać poza szpitalem. Przez cały czas byłam podłączona do KTG (na leżąco), tylko czasem mnie dołączali żebym mogła sobie pochodzić po sali z 15 minut. Gdzieś koło 16 zaproponowano mi oksytocynę na wywołanie skurczów. Lekarz powiedział że decyzja należy do mnie ale muszę zdecydować się szybko, bo po 17 już mi tego nie zrobią i będę czekać do rana, chyba że akcja rozkręci się sama. Niby wszystko rozumiem, że sobota wieczór itp, ale nie podobała mi się taka presja, nie wiedziałam za bardzo czy warto czy nie. Na wszelki wypadek założyli mi kroplówkę. Zapytałam opinii położnej, ona powiedziała że przy oksytocynę też nie ma gwarancji że poród rozkręci się natychmiastowo. I znowu, decyzja należy do mnie, a jej to wszystko jedno, bo ona niedługo kończy zmianę… ostatecznie przyszedł lekarz (miałam wrażenie że był wkurzony moim niezdecydowaniem) i kazał się przeprowadzać się na noc na oddział patologii ciąży. Było mi trochę przykro, bo oprócz mnie w przedporodowej sali nikogo nie było, wiec nie zajmowałam niczyjego miejsca. Jak się tam przeprowadziłam, to dali mi lekka kolacje (przez cały dzień nic nie jadłam) i podłączyli na noc pod KTG. Mąż do tej pory cały czas czuwał w okolicy szpitala, więc powiedziałam żeby wracał do domu. 2. Jednak po godzinie 22 zaczęły wprawdzie mocne skurcze, najpierw trzy co 10 minut, potem odstępy zaczęły się mega szybko skracać. Póki zawołałam położna, póki ona mnie zbadała, skurcze były już co 4 minuty i nie do wytrzymania (gdybym była w domu, nie wiem czy zdążyłabym dojechać do szpitala). Z patologii ciąży zaprowadzili mnie od razu na porodówkę. Dalej jak we mgle 🙂 KTG, telefon do męża żeby wracał. Darłam się z bólu na cały szpital, więc zaproponowano mi ZZO i się zgodziłam. Po znieczuleniu wszedł mąż na sale. Ja nadal odczuwałam bolesne skurcze ale psychicznie było mi lepiej (mąż włączył moja ulubiona muzykę z głośnika - gorąco polecam ten trik!). Skurcze były nadal bolesne, rozwarcie postępowało ekspresowo, za chwile zaczęły się skurcze parte. Jako że dziecku spadało tętno, niestety nie było szans na ochronę krocza. Położna zachęcała przeć i jak najszybciej urodzić, jednak mimo moich starań z całych sił, nie dawałam rady. Ostatecznie zakończyło się nacięciem i położyli mi dziecko na brzuchu. Ogólnie prace położnej Agnieszki oceniam na 10/10 - ona była miła, skupiona, profesjonalna, nie mam zastrzeżeń. 3. Potem młodego zabrali na pomiary (w polu mojego i męża widzenia), w międzyczasie lekarka mnie szyła, powiedziała że zaszyła ładnie, wiec się ucieszyłam. Niestety się okazało że szycie, pomiary i inne formalności wchodziły w te 2h kangurowania - de facto nasza trójka (ja, mąż u syn) byliśmy razem w ciszy trochę ponad 1 godzinę). 4. Po porodzie trafiłam na salę gdzie już była jedna kobieta z noworodkiem. Ogólnie chciałam być sama, ale w sumie oceniam na plus - sąsiadka urodziła już trzecie dziecko i stała się dla mnie ogromnym wsparciem. 5. Obchody codziennie zaczynały się ok 5-6 rano, pielęgniarki, położne, pediatrzy, ginekolodzy. Pewnie jest to normalne, ale było to męczące… dopiero weźmiesz dziecko do karmienia/pójdziesz do WC, to znowu ktoś wchodzi bez pukania. Zero prywatności jeśli chodzi o ogląd brzucha i krocza. Codziennie inna ekipa lekarzy. 6. Jedzenie - najsłabszy punkt. Obiady były spoko - zawsze ciepła zupa i gorące drugie danie, natomiast śniadania i kolacje to istna porażka. Niesmaczne, nieładne i za mało. Dla kobiet które szpital zachęca do karmienia piersią (i które musza regenerować po ciężkim porodzie) jedzenie powinno być apetyczne, różnorodne i dużo. Wiem że to nie hotel z restauracją, ale dwie kulki twarogu i chleb z masłem, to słaba kolacja imho. Nie mówiąc już o tym ze po kolacji o 16 jest wiele długich godzin do śniadania o 7 rano… 7. Opiekę położnych po porodzie oceniam dobrze. Nie narzucały się, ale chętnie pomagały jak miałam problem z laktacją, udostępniły szpitalny laktator. Jednak chyba żadna z położnych w szpitalu nie jest CDL. 8. Stan sal oceniam na 5/10. Czysto i ciepło, ale brakuje jakichś podstawek pod walizkę, szafek, stolików do jedzenia. Odpływy w prysznicu i słuchawki zatkane, brakuje półeczek i haczyków w łazience. Niby detale, ale sprawiały mi wtedy ogromny dyskomfort. Po porodzie cierpiałam, nie mogłam się schylać, nie mogłam kucać. 9. Wypisano nas ze szpitala po 4 dniach w stanie dobrym. Bardzo się cieszyłam że wracam do domu, do męża, do normalnego jedzenia. Jednak po niecałym tygodniu wróciłam na IP z okropnym bólem krocza, okazało się że mam stan zapalny i nie goi się odpowiednio. Wtedy zdjęli mi cześć szwów i wprowadzili antybiotyk. Zastanawiam się czy nie widzieli tego wcześniej, dlaczego tak szybko wypisali nie dając jakichś zaleceń… dodam ze stosowałam wietrzenie krocza, częste mycie itp jak należy. Ogólnie cierpiałam i nie mogłam siedzieć w ogóle przez 7 tygodni póki się nie zagoiło. Podsumowując: IP i opieka w trakcie porodu okej, opieka po porodzie w miarę ok, nie mam do czego się przyczepić, ale też bez zachwytu. Stan sal i jedzenia słabe. *Ciekawostka: dziecko sąsiadki na sali miało mocna żółtaczkę i musiało być naświetlane. Na szczęście okazało się, za naświetlenie odbywa się w tej samej sali, cały czas razem z mamą, nigdzie noworodka nie zabierają. Nie wiem jak w innych szpitalach, ale uważam że to na plus 🙂
Data: 20/06/2023
Agata
Szpital: Mazowiecki Szpital Bródnowski (ul. Kondratowicza 8)
Ocena:
Opinia:
Witajcie serdecznie, chciałam się z Wami podzielić swoim szczęściem ❤️ Dnia 04.06 o godzinie 00:55 urodziłam cudowną córeczkę w Szpitalu Bródnowskim w całym pęcherzu płodowym. W ciąży od początku zmagałam się z cukrzycą, więc priorytetową sprawa dla mnie było wybranie szpitala z 3 stopniem referencjyjności. W związku z tym ze swojego 1 syna rodziłam 8,5 roku temu na Inflanckiej, i nie byłam zadowolona z opieki poporodowej , zdecydowalam rodzić w innym szpitalu. Do Szpitala Bródnowskiego przyjeżdżałam już kontrolnie na KTG od 35 tyg ciąży, i za każdy razem byłam bardzo dobrze zbadana i zaopiekowana. Do rzeczy, trafiłam na izbę przyjęć w 37+6 tc, w związku z nieregularnymi skurczami, raz na jakiś czas, i odejściu czopa ( czego nie byłam pewna, myślałam że to "krwawienia") wolałam to skonsultować. Po troszkę zwariowanym zapisie KTG lekarz postanowił pozostawic mnie na obserwacji. Najpiej udałam się na salę porodowa, aby tam być podłączona pod KTG ,na dluzszy czas, ewentualnie jak będzie wszystko ok to przeniosą mnie na patologię. Przed samym udaniem się na odział patologi, dostałam regularnych skurczy. Na sali porodwoej od samego początku była, ze mną cudowna połzona!❤️ Anioł, nie kobieta. Mowa o Sandra Zyśk 🤩 Bardzo kompetentna osoba. Ciepła, cierpliwa, troskliwa. Była ze mną cały czas , pomagając i podpowiadając różne sposoby radzenia sobie ze skurczami. Także podczas porodu zaproponowała mi metode kolankowo- łokciową o wlasnie w takiej pozycji urodziła się nasza Księżniczka 😍 akcja porodowa poszła bardzo sprawnie, bo od 1 skurczu do momentu porodu 3h i 15 min. Moje krocze zostało ochronione, od razu miałam córcie przy sobie jeszcze z pepowinką. Cały personel spisał się na medal. Obecnie przebywamy na oddziale położniczym i niczego nam nie brakuje, każdy pomaga i wspiera. Wszyscy są życzliwi i pomocni. Położne same proponują pomoc w różnych kwestiach. Myślę, że sporo napisałam..ale mogłabym jeszcze więcej. Serdecznie polecam Szpital Bródnowski. Jestem nim bardzo, bardzo pozytywnie zaskoczona 🤩 oby Was spotkało takie szczęście, a poród był wspaniałym wspomnieniem 🌹 zdrówka Kochane dla Was i Waszych maleństw .
Data: 13/06/2023