fbpx Skip to main content

Cześć!

Na tej stronie znajdziesz opinie na temat porodów w szpitalach w Warszawie. Możesz tu podzielić się swoimi wrażeniami po pobycie na danym oddziale położniczym, a także napisać o tym, co Ci się nie podobało. Opinie dodawane są chronologicznie i uprzednio akceptowane przez administratora strony. Różne opinie dodawane wielokrotnie z jednego IP będą uznawane za podejrzane i niepublikowane (i nie tylko takie, a wszystkie, które będą nosiły znamiona potencjalnego nabijania pozytywnych opinii).

Stworzyłam tę podstronę, bo sama przed swoim porodem maniakalnie wertowałam internet, czekając na nowe opinie dotyczące wybranych szpitali. Ta zakładka to nie jest żaden ranking ani miejsce do porównywania, tu będziesz mieć opinie, z których sama wyciągniesz swoje wnioski.

Osobom, które zdecydują się dodać opinię z góry dziękuję. Nie mam dla Was żadnego e-booka za napisanie opinii i z marketingowego punktu widzenia to pewnie słabe 😉 Chcę jednak, aby to było miejsce pełne wiedzy od Was dla Was.

Zapraszam też do zapoznania się z artykułami stworzonymi wspólnie ze szpitalami na temat ich porodówek, które znajdziesz na tej podstronie.

Jeśli masz jakiekolwiek sugestie dotyczące funkcjonowania tej strony, napisz do mnie na kontakt@mamazwarszawy.pl

 

    Opinie

    Pokaż opinie dla szpitala:
    Katarzyna
    Szpital: Mazowiecki Szpital Bródnowski (ul. Kondratowicza 8)
    Ocena:
    Opinia:
    Zdecydowanie nie polecam na poród psn, chociaz może na taki Dzien i obsadę dyzurowa trafiłam… zero empatii, nikt się nie przedstawia, wchodzą, badają, wychodzą, nie wiadomo kto jest kto, kłótnie przy mnie o brak mca na porodówce (po czym się okazało ze jest wolna sala), mimo próśb po 3 dniach i nocach bez snu (bolesne skracanie szyjki), nie dostałam znieczulenia, mimo obciążeń niedoczynnością nadnerczy i tego, ze sama jestem lekarzem w tym szpitalu, musiałam prosić i czekać na sterydy pare godzin, nie ma czegoś takiego jak plan porodu, wywiad z pacjentem- karta ciąży i nic więcej ich nie obchodzi, położna na informacje ze zaczynam tracić przytomność na skurczach (zdarzało mi się to wiele razy w bolu, a tutaj już byłam wymęczona i głodna- nie pozwolili mi jeść pd dnia poprzedniego z powodu możliwości podłączenia oksytocyny), Pani położna powiedziała ze przesadzam, ze wszystkie jakos rodziły, nie zmierzyła mi nawet ciśnienia, wyszła na korytarz komentując to z innymi położnymi. Czułam się jak worek, inkubator, nikt się mną nie przejmował, nie słuchał, jedynie pomiaru ktg były prowadzone b często. Na partych już nie miałam siły przeć, skurcze stawały się coraz słabsze mimo podkręcania oksytocyny. Opieka poporodowa w porzadku- panie od laktacji same przychodziły i pytały czy coś trzeba, pielęgniarki neonatologiczne cudowne. Jedzenie dramat, śmierdziało brudna ściera, bardzo nieprzyjemna salowa, ciagle miała jakis problem. Generalnie może ok na cesarke, ale po tym co tam przeszłam na ta chwile nigdy więcej psn.
    Data: 10/05/2023

    Klaudia
    Szpital: Szpital Specjalistyczny Św. Zofii (ul. Żelazna 90)
    Ocena:
    Opinia:
    Na Żelaznej chyba każda chce rodzic a ja już sziskuje, nigdy więcej! Tam to taśmowo idzie i są okropne tłumy, bardzo oblegany. Miałam planowe przyjęcie na indukcję a i tak czekałam na izbie 10h. Obładowane poporodowe, ciasne. Położne olewczo niejednokrotnie, nie pomagały przy kp. Inny lekarz robił USG połówkowe z żelaznej i inny prowadził a żaden nie dopatrzył się przyrośniętego łożyska gdzie to powinno być CC. Wykrawilam się bardzo bo wystąpił krwotok po wydobyciu łożyska. Jak się okazało że to będzie robione jak powiedziałam do lekarki przerażona bo zrobiło się straszne zamieszanie i kazali natychmiast wyjsc mężowi z córką żeby nie dali mi umrzeć to lekarka tylko prychnela. Wykupiona położna p. Agnieszka B. okazało się że sobie zaplanowała długi weekend bo to było Boże ciało i jak zaczęły się skurcze musiałam w bólu decydować czy chce obce zastępstwo czy rodzę z dyżurem. Byłyśmy też długo przez moją sytuację i dużo się tego wszystkiego zebrało po prostu. Pediatra bardzo nieprzyjemna i ta co z nią chodziła "obchód pediatryczny rozbierać dzieci!" No jak taśma. Jedynie dobre jedzenie i super opieka na patalogii, tyle dobrego. Nie polecam.
    Data: 10/05/2023

    Natalia Senkowska
    Szpital: Szpital Medicover (ul. Rzeczypospolitej 5)
    Ocena:
    Opinia:
    Polecam każdemu, kto chce urodzić jak człowiek ( bez bolu, w miłej atmosferze, z super personelem),w nocy się wyspać i czuć się jak w hotelu. Nie wiem co więcej dodać! Jak dla mnie 10/10!
    Data: 10/05/2023

    Wiktoria
    Szpital: Szpital Specjalistyczny Św. Zofii (ul. Żelazna 90)
    Ocena:
    Opinia:
    Tyle słyszałam dobrego o tym szpitalu, a jednak… Rodziłam przez planowane CC. Na sali operacyjnej, już jak pojawił się na świecie mój synek usłyszałam „oooo ma trochę tłuszczyku, po mamusi” (zawsze miałam kompleks wagi wiec taki komentarz po prostu sprawił mi przykrosc). Jak to po CC były problemy z laktacja. Tutaj tez położne zmieniające się jak w kalejdoskopie nie były wspierające. Nie wiedziałam co i jak, a one były wyraźnie zirytowane tym jak mi zależy na karmieniu naturalnym. Pomijając izbę przyjęć na której mimo stawienia się planowo o 10, dostałam miejsce na sali o 18. Niestety, nie podzielam zachwytów nad Żelazną.
    Data: 09/05/2023

    Paulina
    Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
    Ocena:
    Opinia:
    Urodziłam w powyższym szpitalu syna w dniu 04.02.2023 r. Wybrałam tę placówkę ze względu na fakt, iż pracuje tam lekarz, u którego prowadziłam ciążę. Sam blok porodowy oceniam bardzo dobrze, trafiłam na cudowną położną - Panią Małgorzatę Tomczak, która bardzo mi pomagała i robiła wszystko, abym urodziła. Po 18 godzinach porodu zostałam jednak zabrana na cięcie cesarskie (na co złożyło się wiele czynników, w tym 15 dni po terminie, zły zapis ktg, zielone wody). Odbyło się ono w znieczuleniu ogólnym ze względu na problemy z podaniem innej formy znieczulenia, więc o jego przebiegu nie mogę niestety nic powiedzieć. Na sali pooperacyjnej również czułam się bardzo zaopiekowana. W nocy dyżur miała Pani Jolanta Koper i bardzo się mną opiekowała - rozmawiała, myła, odciągała siarę, zmieniała pościel. Kilka razy była też przy mnie Pani Anestezjolog i pytała jak się czuję. Jedyną uwagę, jaką mogę mieć na tym etapie, jest brak pomocy przy pionizacji - miała ona miejsce rano i zajmowała się mną już inna położna, która jedynie obniżyła mi łóżko i kazała podnieść się w swoim tempie, a dwie kolejne z oddziału położniczo-noworodkowego podstawiły mi jedynie wózek inwalidzki i kazały się na niego samodzielnie przesiąść. Po przewiezieniu na ww. oddział, sama też zostałam wysłana do łazienki, aby wziąć prysznic. Właściwie nawet do tego nie miałabym uwag, gdyż był to mój pierwszy poród i myślałam, że ten proces tak ma wyglądać, jednak z rozmowy ze znajomymi wynika, iż w innych szpitalach położne pomagają w tych czynnościach od A do Z. Miałam też wrażenie, że dziewczyny, które trafiły do mojej sali po cesarskich cięciach, były pod tym względem bardziej zaopiekowane. Ogólnie jednak sam przebieg porodu oceniam dobrze i gdyby tylko na tym miało się skończyć, wybrałabym ten szpital ponownie. Problem polega jednak na tym, iż przed porodem spędziłam tydzień na oddziale patologii ciąży, a po porodzie przez kilka dni mój syn przebywał na oddziale patologii noworodka - tutaj muszę niestety przyznać, że te dwa oddziały to prawdziwa "patologia". Termin porodu miałam wyznaczony na 20 stycznia i zgodnie z przyjętą przez szpital procedurą, zgłosiłam się 10 dni później, tj. 30 stycznia, na czczo i z samego rana celem wywołania porodu. Na Izbie Przyjęć zostałam podpięta pod KTG i zbadana ginekologicznie na fotelu, po czym odesłano mnie na oddział patologii ciąży. Tam otrzymałam od położnej informację, że prawdopodobnie zostanie mi podana oksytocyna, ale o tym zdecyduje lekarz. Zostałam ponownie podpięta pod KTG i zabrana na badanie USG. Kolejne badanie ginekologiczne na fotelu miało miejsce ok. godz. 12:00 i dowiedziałam się od wykonującej je lekarki - dr Malinowskiej, że mam rozwarcie na 1 palec, więc będę badana na fotelu CO DWA DNI, a tymczasem pozostaję na oddziale i będę leżeć do skutku, aż zacznę sama rodzić. Trzy razy pytałam czy ta Pani na pewno się nie pomyliła, bo nie mogłam w to uwierzyć. Nie rozumiem też, w jakim celu do tej godziny byłam trzymana na czczo, skoro nie planowano wobec mnie niczego. O tym, że nastąpił "samoistny test oksytocynowy" dowiedziałam się sama - z dokumentacji, którą trzymałam w ręce, czekając, aż położna odbierze mnie z gabinetu do badań USG. Musiałam dopiero wypytać inną położną, żeby dowiedzieć się, na czym to polega i że na KTG piszą się skurcze, bo niestety ich nie czułam. Zgodnie z obietnicą, kolejne badanie ginekologiczne zostało wykonane dwa dni później, tj. we środę (01.02) przez inną lekarkę (w dokumentacji medycznej wskazana jest tego dnia również dr Malinowska, jednak ona tylko siedziała na fotelu i się przyglądała). Przebieg tego badania pozostawił wiele do życzenia, a Pani, która je wykonała, na pewno nie posiada ludzkich uczuć - ból był nie do zniesienia. Pomijając brak jakiegokolwiek podejścia przy badaniu palcami i wkładanie ich na siłę, zastosowany został chyba największy wziernik dostępny w sali. Z bólu płakałam i prosiłam, żeby zrobili mi CC, bo nie zniosę tego dłużej, na co szanowna pani lekarka powiedziała, że jeżeli dzieje mi się taka krzywda, to mogę wyjść na żądanie, bo nikt mnie tutaj na siłę nie trzyma. Dodam, że byłam już wtedy 12 dni po terminie. Zeszłam z fotela cała się trzęsąc. Obecna przy badaniu położna, widząc natomiast, że spaceruję korytarzem i płaczę, stwierdziła, że "może nie jestem gotowa na pobyt w szpitalu i powinnam wrócić do domu i że przecież nie każe mi się bzyknąć z mężem, żeby przyspieszyć poród, bo tutaj nie ma do tego warunków". Nie znam niestety nazwisk, jednak lekarka, która wykonała badanie, raczej jest znana ze swojej znieczulicy, gdyż podczas rozmowy z położną oddziałową i po opisaniu sytuacji, zostałam zapytana czy ta Pani "ma krótkie włosy i nosi okulary". Kolejne badanie zostało wykonane w piątek (03.02) przez Panią Barbarę Zaleśkiewicz. Siadając na fotelu, zupełnie niezłośliwie powiedziałam, że boję się na niego wchodzić, bo te badania nie są przyjemne, na co szanowna pani bardzo się oburzyła, mówiąc: "to pani chce urodzić? i jeszcze pani chce, żeby było przyjemnie?". Samo badanie przebiegło nawet znośnie i można było je wytrzymać, trwało też bardzo długo, gdyż lekarka chciała coś "oderwać". Tego dnia również byłam na czczo i oczekiwałam, że w końcu zostaną podjęte jakieś decyzje. Na obchodzie usłyszałam jednak, że jestem 12 dni po terminie, więc wywołanie rozpocznie się w poniedziałek. Musiałam się wykłócać, że jestem 14 dni po terminie, jednak dr Dorota Prządka-Rabaniuk stwierdziła, że mój lekarz musiał się pomylić i wyliczyć termin w aplikacji, a one liczą jakąś starą metodą, która się sprawdza i według nich termin wypadał na 22 stycznia. Tutaj warto nadmienić, że na bloku porodowym określono termin na 20 stycznia (tak samo jak mój lekarz prowadzący). Jak więc widać, każdy oddział określa termin po swojemu. Dodatkowo, co jest bardzo ciekawe, termin 22 stycznia wskazany przez dr Rabaniuk nie został wpisany w żadnym miejscu w dokumentacji medycznej jak uparcie twierdziła. Nie rozumiem więc, dlaczego zostało wstrzymane wywołanie porodu i na co ta Pani czekała, skoro nie było postępu. Nie jest również prawdą - jak wskazano w dokumentacji medycznej - iż o preindukcji w niedzielę (06.02) zdecydowano po obchodzie z dr Czajkowskim. Obchód ten się nie odbył - tego dnia były u mnie wyłącznie dr Rabaniuk i Pani Zaleśkiewicz. Poinformowały, że w niedzielę będę miała założony cewnik foleya, a w poniedziałek podadzą mi oksytocynę. Ostatecznie jednak i na całe szczęście, zaczęłam w nocy sama rodzić i zostałam przewieziona na blok porodowy. Szczęście w nieszczęściu, gdyż miałam zielone wody, więc nie chcę wyobrażać sobie finału tego porodu, gdybym została na oddziale przez cały weekend. Podczas cesarskiego cięcia, syn zachłysnął się wodami i trafił na oddział patologii noworodka - tutaj zaczyna się kolejna historia, która wykończyła mnie psychicznie: 1. lekarzem prowadzącym mojego dziecka codziennie była inna osoba. W poniedziałek (06.02) rozmawiałam z lekarką, która rozpisała antybiotykoterapię (dr Seliga), jednak na drugi dzień otrzymałam od niej informację, iż nie może mi przekazać żadnych szczegółów, gdyż nie zajmuje się już moim dzieckiem. Tego dnia miałam kontaktować się z dr Fiałkowską. Próbowałam to zrobić, jednak bezskutecznie - raz zostałam odesłana, bo Pani dr nie miała czasu i kazano mi wrócić za godzinę. Po godzinie okazało się, że Pani dr znów nie ma czasu - znów miałam wrócić za godzinę. Po kolejnej godzinie okazało się, że Pani dr już poszła do domu. Moje dziecko było więc trzecią dobę na odrębnym oddziale, a ja nie miałam żadnych informacji na temat jego stanu zdrowia. W międzyczasie siedząc przy jego łóżeczku, usłyszałam jak jedna z Pań (jak się okazało - Pani jest lekarzem - bez specjalizacji i nazywa się Gabriela Szczodry) zapytała za moimi plecami: "który to ten z bradykardią". W tym momencie wszystkie położne spojrzały na mnie i zaczęły między sobą komentować moje dziecko, szepcząc i sprawdzając czy przypadkiem nie słyszę. Pojawiły się między innymi komentarze takie jak: "tak późno urodzony, skończony 42 tydzień i on nie potrafi ze smoczka ciągnąć". Zrobiło mi się w tamtym momencie tak potwornie przykro, że zwyczajnie rozpłakałam się przy dziecku. Prosto stamtąd poszłam do gabinetu neonatologów (jeszcze nie wiedziałam wtedy, że dr Fiałkowska poszła już do domu) i trafiłam na wspomnianą wyżej Panią Gabrielę. Pani ta była kompletnie oderwana od rzeczywistości. Najpierw powiedziała, że syn dzień wcześniej zaczął antybiotyk, a zazwyczaj podają go przez 5 dni, na co odpowiedziałam, że słyszę o tym antybiotyku odkąd się urodził. Inna Pani stwierdziła, że dostaje go już czwartą dobę, więc ta powiedziała, że jednak jutro kończy. Nie wiedziałam więc, kiedy zaczyna, a kiedy kończy. Próbując dowiedzieć się czegoś więcej o jego stanie zdrowia, Pani Gabriela wielce się oburzyła i zapytała "co jeszcze chciałabym wiedzieć". Zwróciłam jej uwagę i powiedziałam, że nie życzę sobie takich sytuacji, jaka miała miejsce na oddziale i jeżeli chce coś powiedzieć na temat mojego dziecka, to żeby mówiła tak, abym to słyszała, albo nie zaczynała przy mnie tematu. Dodałam też, że przyjdę jutro i porozmawiam z lekarzem, na co Pani Gabriela mocno się zbulwersowała, że przecież "ona jest lekarzem". To był jej największy problem. Informację o stanie zdrowia syna uzyskałam dopiero we środę (07.02), po interwencji Pani dr Dobrowolskiej - ginekolog z oddziału położniczego, której opowiedziałam o całej sytuacji i która przeprosiła mnie za zajście. Wtedy też dopiero dowiedziałam się, że syn przechodzi zapalenie płuc - wcześniej słyszałam tylko o stanach zapalnych. Niektórych informacji, na przykład o tym, że były wykonane badania słuchu, czy że syn miał żółtaczkę, dowiedziałam się dopiero z wypisu. Nadmienię tutaj, że informacji udzieliła mi kolejna lekarka prowadząca - już trzecia. 2. wspomniałam wcześniej o komentarzach dotyczących braku umiejętności jedzenia ze smoczka przez syna. Zarówno ja, jak i mój mąż, mieliśmy okazję zobaczyć, jak wygląda karmienie. Zostałam poproszona o przystawienie syna do piersi dopiero we środę (07.02). Trwało to jednak około 5 minut, gdyż położne stwierdziły, że jest to już za długo. Wręczyły mi do ręki butelkę z gotową mieszanką i kazały go dokarmić (bo już było pół do pierwszej), ale po dwóch minutach zabrały dziecko, bo dokarmią je szybciej. Po kolejnych dwóch minutach doszły do wniosku, że podłączą sondę, bo on i tak nie zje. Neonatolog w rozmowie ze mną przyznała, że położne wielokrotnie przesadzają z podłączaniem sondy. W ten sposób mój syn był do niej podłączony ciągle, a dziwnym trafem - jadł bez problemu, jak już trafił do mnie na oddział i położne z mojego oddziału nie miały zastrzeżeń. Tego samego dnia, w którym pierwszy raz przystawiłam syna do piersi, zostałam poproszona o ustalenie z położnymi z nocnej zmiany, kiedy mam przychodzić na karmienia. Nie udało mi się to, gdyż przed 20:00 przyniosłam dla syna ubranka na zmianę i zostałam przez jedną z położnych wyproszona w trybie natychmiastowym, bo właśnie odbywała się wieczorna toaletka, przy której nie wolno mi było przebywać. Próba zapytania o karmienie została przerwana w połowie zdania. Na tym więc też zakończyło się moje karmienie piersią. Finalnie syn otrzymuje mleko modyfikowane, gdyż nie udało mi się rozkręcić laktacji (jak przyznały położne z mojego oddziału - ze stresu). 3. oprócz toaletki wieczornej, zostałam także wyproszona z obchodu pediatrycznego (wraz z resztą rodziców obecnych na sali). Kompletnie nie mogę tego zrozumieć, bo o ile wiem, mam prawo być obecna przy każdej czynności podejmowanej wobec mojego dziecka. Zostałam wyproszona z obchodu przez wspomnianą wcześniej Panią Gabrielę Szczodry. 4. w dniu 09.02, po moich wielokrotnych prośbach, syn trafił do mnie na oddział. Jego stan pozostawiał wiele do życzenia - oczy nie były nawet przemyte i wręcz zalepione; na nodze, w której miał wenflon, była wielka rana, odparzona od plastrów; na pośladkach obecne było także duże odparzenie. 5. tego samego dnia, tj. 09.02, syn miał zakończyć otrzymywanie antybiotyku. Ostatnia dawka miała zostać podana o godzinie 12:00. Udałam się w tym celu z synem do pokoju zabiegowego i tam usłyszałam, że otrzyma jeszcze jedną dawkę o godzinie 20:00. Nie wzbudziło to mojego zaniepokojenia, jednak o 21.30 przyszła do nas położna i zapytała czy może mu podłączyć pompę, z której będzie otrzymywał antybiotyk przez pół godziny. Po ówczesnej mojej interwencji na oddziale zjawiła się lekarka, która stwierdziła, że faktycznie, ostatnia dawka miała być podana o 12:00. Syn otrzymał więc o jedną dawkę za dużo. Dodatkowo, położne miały w książce rozpisane podawanie antybiotyku do godz. 04:00. 6. w piątek uzyskałam zgodę neonatologa (dr Seligi) na wyjście ze szpitala w sobotę. Słyszałam, jak mówiła w gabinecie neonatologów do Pani Gabrieli Szczodry, że mają dla mnie przygotować wypis. W sobotę jednak na oddziale obecny był lekarz dyżurujący - Bartłomiej Grochowski (bez specjalizacji), który stwierdził, że "dzisiaj to on podejmuje decyzje" i zmusił mnie do podpisania, że wypisuję dziecko na żądanie. W wypisie miałam także wpisane, iż urodziłam w 42 tygodniu ciąży. Na moje stwierdzenie, że był to 43 tydzień, pan Grochowski, nie wiedząc jak wybrnąć z sytuacji, stwierdził, że to był 42 i 1/7. Zażądałam poprawienia tego w wypisie dziecka, jednak w moim wypisie znajduje się informacja o 42 tygodniu, gdyż lekarka, która go wydawała, stwierdziła, że to nieistotne. Co ciekawe, Pani Gabriela Szczodry, mimo wyraźnego wskazania dr Seligi co do przygotowania wypisu na sobotę, wpisała w dokumentację syna plany mówiące o wypisie po weekendzie. W ciąży wielokrotnie bywałam też na izbie przyjęć. Tam nie ma mowy o jakiejkolwiek prywatności - gabinety lekarskie pozostają otwarte, a położne siedzą w swoim również otwartym pokoiku i komentują przychodzące pacjentki. O zamykanie drzwi nie dbano także niestety na bloku porodowym, więc finalnie siedziałam bez bielizny na piłce, a korytarzem przechodzili ojcowie przyjeżdżający do rodzących partnerek. Wtedy było mi wszystko jedno, bo moją uwagę zajmowały skurcze, ale nie tak to powinno wyglądać. Co do postępowania na Izbie Przyjęć - wypadałoby, aby zajął się tym powołany przez szpital Inspektor Ochrony Danych, gdyż mówimy o notorycznym ujawnianiu informacji o zdrowiu pacjentek. Wartym uwagi jest także umieszczanie w wypisie zgody na przetwarzanie danych, która nie powinna być w tym miejscu zbierana i wprowadza pacjentki w błąd. Pobyt w szpitalu doprowadził mnie na skraj wyczerpania psychicznego. My wyszliśmy z tej historii cało, ale nie mam pewności, czy każda kobieta będzie miała tyle szczęścia.
    Data: 09/05/2023

    Magda
    Szpital: Szpital Specjalistyczny „Inflancka” im. Krysi Niżyńskiej „Zakurzonej” (ul. Inflancka 6)
    Ocena:
    Opinia:
    Po nieprawidłowym zapisie KTG dostałam skierowanie do szpitala. Udałam się na IzbęPrzyjęć, po rejestracji i KTG bardzo boleśnie zostalam zbadana i Pani Doktor stwierdziła, że jak chce mogę zostać w szpitalu (!) a jak nie chcę to nie muszę, ale podpisać mam stosowne dokumenty. Taka oto rozmowa na Izbie Przyjęć, prawie 3 godziny spędzone na Izbie i niemiły personel . Pobyt na Patologii Ciąży oceniam na piątkę, miłe pomocne Panie pielęgniarki, fachowa opieka lekarska i całkiem dobre jedzenie szpitalne. Poród odbył się CC, wszystko fachowo, ladne szycie, na sali operacyjnej na bieżąco byłam informowana o przebiegu, lekarze, anestezjolog mili pomocni. Na sali pooperacyjnej aż chciało się leżeć, miła młoda pielęgniarka, która ze spokojem cierpliwością pomagała wszystko tłumaczyła. Na tym koniec dobrych wrażeń . Zapytałam o salę jednoosobową, bo słyszałam od innych pacjentek że są dostępne . Okazało się że akurat jedna zwalnia sie/zwolniła tego dnia . Czekałam ponad godzinę aż zostanę na nią przewieziona. Najpierw mówiono że jest sprzątana, później że cały personel jest zajęty i nie ma mnie kto zabrać i zawieźć. Moja mama od początku czekała pod tą sala na mnie i dziecko i w tym czasie ani nie sprzątano w niej a Pani która finalnie mnie na nia przywiozla chodziła i śmiała się po korytarzu rozmawiając przez telefon. Później było już tylko gorzej, chciałam karmić piersią, ale nie miałam jeszcze pokarmu do tego synek nie mógł złapać piersi. Jest to moje pierwsze dziecko, więc nie miałam żadnego doświadczenia . Synek płakał bo był glodny, ale kazano mi przystawiać go do piersi. Więc przystawiałam ale że nie miałam pokarmu to nadal był glodny i płakał. Później kazano mi go tulić miziać żeby czuł matkę, a glodny pewnie nie jest bo ma jeszcze pokarm z brzucha zapasy. Synek dalej plakal i był glodny. Dopiero w nocy kiedy nie dość że byłam obolala po CC i wyczerpana płaczem synka dostałam mleko modyfikowane przyniesione w buteleczce żeby jednak dać mu jeść i położna rzuciła na odchodne: jak coś to mleko hipp. Nie wytłumaczono mi nic co ile podawać jak podawać gdzie iść po to mleko. Cały czas za to probowano często boleśnie przystawiać synka do mojej piersi. Kiedy spytałam o laktator to okazalo się że taki jest w szpitalu, ale nie ma do niego końcówek. Ale jakby ktoś pytał to laktator jest. Partner przywiózł mi laktator obiecano że ktoś zajrzy do mnie i pomoże w obsłudze, jednak Nikt się nie zjawił. Panie położne niemiłe nie pomocne oczywiście na wejściu wręcz zachęcają do użycia dzwonka, w praktyce użyłam go dwa razy i przyjście w nocy którejś z Pan okupione było niemiłym komentarzem. Podczas całego pobytu na Położniczym jedna jedyna położna akurat miała dyżur która zaglądała do mnie, pokazywala,tłumaczyła. Gdyby nie ta Pani której z całego serca jestem wdzięczna za pomoc przyplacilabym pobyt załamaniem nerwowym .
    Data: 09/05/2023

    Tola
    Szpital: Uniwersyteckie Centrum Kliniczne WUM (ul. Żwirki i Wigury 63A)
    Ocena:
    Opinia:
    W połowie kwietnia trafiłam do UCK WUM na patologię ciąży. Opieka na tym oddziale była wzorowa- położne przesympatyczne, uczynne, miłe i pomocne. Lekarze bardzo konkretni, wszystko dokładnie tłumaczą. Położną która odbierała mój poród (Karolina, trochę starsza, ciemne krótkie włosy- nazwiska nie pamiętam) wspominam źle. Miałam wypełniony plan porodu, ale nie był respektowany. To co tam zaznaczylam i o co poprosilam slownie- tego nie wykonano mimo że nie miałam dużego rozwarcia i był czas na przeprowadzenie tych zabiegów. ZZO niestety na mnie nie zadziałało mimo 2 dawek i skończyło się na sparaliżowaniu jednej nogi, więc skurcze czułam i były dla mnie bolesne. Dopóki na sali był ze mną mąż, położna była w miarę ok. Kiedy wyszedł, z bólu nie wytrzymałam i 3 razy cicho krzyknęłam- podniosła na mnie głos wołając: "nie krzycz!". Po tym poprosiłam o obecność męża. Dziecko rodziło się z rączką przy głowie i położna bez uprzedzenia mnie nacięła a co najgorsze- nie na skurczu. Wszystko czułam. Bolało. Zapytałam ją od razu czy mnie nacięła i czemu nie na skurczu- nie odpowiedziała. Nie mogłam zmieniać pozycji, jedyną którą ona akceptowała była na plecach z rozłożonymi nogami i przed partymi na boku. Żadnych innych. Nie mogłam pić- nie wyjaśniła dlaczego. Kiedy urodziłam na moment położono mi dziecko na klatce i natychmiast zabrano na badania mimo że prosiłam o zapewnienie nieprzerwanego 2h kontaktu skóra do skóry. Nie powiedziano mi czy coś się stało że tak zrobiono... nic... Do tej pory mam o to żal i czuję że mi coś ważnego odebrano... a w dokumentacji medycznej napisno że zapewniono mi ten kontakt co nie jest prawdą... kiedy miałam urodzić łożysko, położna złapała za pępowinę i je ze mnie po prostu wyciągnęła- bolało, prosiłam żeby przestała. Nie wyjaśniła czemu to zrobiła. Przy szyciu krocza wszystko czułam- poprosiłam o znieczulenie- dostalam je. Po tym dopiero dali mi dziecko do "kangurowania"- oczywiście ubrane... NIC z planu porodu i moich próśb nie zostało uwzględnione- nic. Nie dostałam też żadnych informacji dlaczego. Po stronie położnej po prostu samowolka... Lekarze którzy uczestniczyli w porodzie- Pani Anestazjolog (blondynka, troszkę starsza) była aniolem- rozmawiała ze mną, uspokajała, siedziała obok mnie i nawet potrzymała za rękę- jestem jej za to wdzięczna. Pani Doktor która mnie szyła również anioł. Ordynatora, który również pojawiał się na sali też dobrze wspominam. Oddział poporodowy wspominam bardzo dobrze, szczególnie dwie Panie położne- młodziutką Agnieszkę w okularach w złotej ramce i taką z czarnymi długimi włosami i znamieniem na twarzy- to mistrzynie laktacyjne- pomogły w kryzysowych sytuacjach. Pozostałe położne również bardzo pomocne, sympatyczne i uprzejme. Z jednym wyjątkiem- starsza, dosyć tęga, mocno nieprzyjemna, potrafiła szyderować przy ważeniu noworodków. Mimo że prosiłam aby wszystkie badania były wykonywane u dziecka w mojej obecności zabrano je na pobranie krwi i szczepienie nie umożliwiając mi obecności... Na oddziale patologii ciąży i poporodowym sale są 2-osobowe, niestety nie ma żadnych parawanów między łóżkami co jest niekomfortowe przy badaniach albo podczas karmienia kiedy u sąsiadki są goście... jedzenie jak na szpitalne jest bardzo dobre a porcje spore. Sale są sprzątane codziennie. Podsumowując: szpital i opieka na patologii i poporodowym super, ale poród za sprawą położnej traumatyczny.
    Data: 09/05/2023

    Sandra
    Szpital: Szpital Bielański im. ks. Jerzego Popiełuszki (ul. Cegłowska 80)
    Ocena:
    Opinia:
    Witam rodziłam w tym szpitalu naturalnie 5 Maja 2023 o godzinie 21:42 przyszła na świat moja malutka córeczka Dominisia Mia i to za pomocą dobrych i najlepszych lekarzy położne które są na położnictwie są super i bardzo pomocne chętnie pomagają przychodzą o pytają się o samopoczucie tak samo lekarze i to jest piękne moim zdaniem.I chętnie polecam Szpital Bielański
    Data: 06/05/2023

    Kasia
    Szpital: Szpital Bielański im. ks. Jerzego Popiełuszki (ul. Cegłowska 80)
    Ocena:
    Opinia:
    Rodziłam w szpitalu Bielańskim w styczniu bliźniaki, zdecydowałam się na ten szpital tylko dlatego, że przeszli tam moi lekarze prowadzący z UCZKIN. Lekarka, która miała przeprowadzać cc tuż przed tym, jak mi podano znieczulenie zapytała, w jakiej pozycji są dzieci (nie sprawdza się tego wcześniej??). Położne ma sali poporodowej były bardzo miłe, ale już później było kiepsko. Oprócz jeden położnej (p. Małgosi) nikt się mną nie zainteresował i nie zaproponował pomocy, a byłam niesamowicie obolała po cc z dwoma noworodkami. Poproszone o pomoc położne były wręcz obrażone ("a z czym ja mam pani pomóc?"), wypis że szpitala chaotyczny (znowu z prentesją gdy poprosiliśmuly o sprawdzenie, czy dzieci są dobrze ułożone w fotelikach). Do tego wyposażenie sal słabe (łóżka, które trzeba regulować ręcznie - nie do zrobienia samej po operacji!). Na wizycie po 6 tygodniach po porodzie nie miałam zrobionego usg, dwa tygodnie później okazało się, że potrzebuję łyżeczkowania. Na plus wizyta super fizjoterapeuty i neurologopedy oraz obecność doradczyni laktacyjnej. Mam nadzieję, że nowe kierownictwo porodówki będzie faktycznie wprowadzać zapowiedziane zmiany, bo inaczej ciężko ten szpital polecić.
    Data: 27/04/2023

    Maja
    Szpital: Mazowiecki Szpital Bródnowski (ul. Kondratowicza 8)
    Ocena:
    Opinia:
    Rodziłam z początkiem kwietnia 2023r. Z porodówki i opieki jestem bardzo zadowolona. Zaopiekowana od początku do samego końca podczas porodu. Naprawdę polecam. Pozdrawiam cały zespół
    Data: 26/04/2023