KPI to nie skrót tajnych służb. To skrót od techniki karmienia dziecka mlekiem matki, ale nie bezpośrednio z piersi. To cudowna możliwość dla mam, które chcą dawać swój pokarm, a z jakichś przyczyn nie mogą lub po prostu nie chcą karmić bezpośrednio piersią. Dziś o Karmieniu Piersią Inaczej.
To będzie długi wpis, ale ta historia musi zostać opowiedziana w całości. Temat karmienia dziecka wcale nie był dla mnie naturalną i instynktowną sprawą. Wiem, że wiele z Was się również z tym zmierzy lub zmierzyło.
Szpital
Po porodzie z użyciem vacuum w pierwszej dobie córkę widziałam tak naprawdę przez godzinę. Zabrali ją na neonatologię, gdzie była podłączona pod CPAP przez kilka godzin. Po ustabilizowaniu sytuacji przywieźli nam ją do pokoju na 2 godziny, a potem zabrali na noc. To były dla mnie długie godziny. Kiedy usłyszałam przy porodzie o zagrażającej zamartwicy i konieczności użycia próżnociągu, dalsze chwile z porodówki pamiętam jako chwile na naprawę dużej dawce adrenaliny. Strach mnie sparaliżował i w sumie to uczucie nie schodziło przez parę dobrych tygodni (jak się później okazało). Córce podano mleko modyfikowane, bo jeszcze wtedy nie było wiadomo, ile czasu spędzi na wspomaganiu tlenowym.
Rozpoczynając swoją przygodę z karmieniem piersią już w szpitalu miałam pierwszy kryzys. Najpierw w pierwszej dobie po porodzie był ten słynny nawał. Nie do końca rozumiałam, czemu moje piersi wyglądają jak po liftingu w klinice medycyny estetycznej. Naprawdę, przed porodem w zasadzie mało o tym czytałam. Myślałam – przecież każda kobieta przez to przechodzi i jakoś daje radę, to czemu ja mam sobie zawracać tym głowę będąc w ciąży. Teraz sobie myślę: „jaki człowiek był głupi”.
Jak tylko pielęgniarka zobaczyła moje piersi szybko przyniosła mi laktator i kazała odciągać mleko co 3 godziny. Wszystko, co odciągnęłam – było zabierane do córki i jej podawane. Pielęgniarki przynosiły mi chłodne okłady zaraz po karmieniu i cały czas pilnowały, żeby ten nawał mnie nie przerósł (dlatego m.in. polecam poród w Medicover, o którym pisałam tutaj).
Dopiero w połowie 2 doby córka została do mnie przywieziona i zaczęło się przystawianie. Wędzidełko sprawdzili od razu – wszystko ok. Ale za nic nie chciała złapać brodawki. Dawało radę jedynie przez kapturki, które finalnie udało mi się odstawić w 4 dobie życia dziecka.
Wróciliśmy do domu i…
To nie artykuł o baby bluesie, ale naprawdę nie było lekko. Po 7 dniach od porodu pojechaliśmy do położnej środowiskowej, która powiedziała, że dziecko jest żółte. Trzeba przystawiać jak najczęściej, ma jeść, bo inaczej wrócimy do szpitala. Pominę już, jakiego wysiłku było trzeba (miałam w tym czasie dwie konsultacje z certyfikowanym doradcą laktacyjnym), ale za tydzień na kolejnej wizycie okazało się, że córka przybiera 43 g na dobę, czyli nawet ciut powyżej normy.
Sytuacja ustabilizowała się i kolejne kontrole czy to u pediatrów, czy u położnej wskazywały, że 30 g na dobę jest takim standardem i idziemy w dobrą stronę.
Kryzys za kryzysem
Skończył się 7 tydzień karmienia i wtedy się zaczęło. Niestety ciągle martwiłam się stanem jej zdrowia. Wszystko było w porządku, rozwijała się doskonale, a ja miałam ciągle gdzieś w głowie poród i powikłania, które mogą z niego wyniknąć. Ciągle czytałam i ciągle się bałam. To oczywiście była tzw. „schiza”, ale naprawdę w baby bluesie wszystko da się nakręcić razy dziesięć. Do tego sama źle się czułam, bo byłam po nacięciu krocza, gdzie zaczął tworzyć się bliznowiec, a ponadto okazało się, że mam infekcję popołogową.
Jak już teraz wiem, laktacja siedzi w głowie. Więc okazało się, że córka przestała przybierać na wadze. Położna kazała mi wyciągnąć laktator i pracować nim, aby pobudzić laktację. Do tego pić Femaltiker. Córka dodatkowo chyba wyczuwała mój stres, bo zaczęła być niespokojna przy piersi.
Szczerze mówiąc miałam dość i postanowiłam instynktownie ściągać to mleko cały czas laktatorem i podawać jej z butelki. Ostatecznie w szafce czekało mleko modyfikowane. Pamiętam, że znalazłam grupę na FB dot. karmienia mlekiem modyfikowanym i tam ktoś wspomniał inną grupę – o karmieniu piersią inaczej. Weszłam tam i…
Wreszcie mnie olśniło
Po pierwsze – że nie tylko ja tak mam. Zaczęłam czytać wiele historii mam po cesarkach, po trudnych porodach, również takich odseparowanych od noworodków, które ściągają dla maluchów leżących dalej w szpitalu. Również tych, które są mamami KPI z wyboru.
Po drugie – już wiedząc, że tak można ulżyło mi maksymalnie. Mój mózg pracujący w Excelowych tabelkach, miał wreszcie spokój, bo wiedziałam, że z piersi płynie tyle ile powinno (jednak) i to, co podaję w butelce zgadza się liczbowo, a potem wszystko zgadza się na wadze. To jest niestety efekt mojej głowy – całe życie lubiłam mieć wszystko zaplanowane i w życiu zawodowym i prywatnym. Okazało się, że macierzyństwa, a w tym karmienia piersią nie da się zaplanować od A do Z i mogą pojawić się problemy. Naprawdę długo mi zajęło, żeby to przepracować.
Po trzecie – okazało się, że jest jakiś środek między karmieniem piersią a podaniem mleka modyfikowanego. Dla mnie okazał się to złoty środek. Nawet nie wiem, jak racjonalnie mam to wytłumaczyć, ale karmiąc w ten sposób poczułam wreszcie spokój. Poczucie, że wreszcie tata może nakarmić też córkę i chwilowo mnie odciążyć. Że mogę zamrozić pokarm. Te dwie rzeczy były dla mnie bardzo istotne – prowadzę działalność gospodarczą i po tym, jak mała idzie spać, ja siadam przed komputerem i pracuję. W tym czasie, odciągam mleko przy biurko, a tacie mogę dać je w butelce. To dla mnie duże wsparcie, a zarazem ułatwienie.
Zwróć uwagę na laktator
Jeśli zamierzasz być mamą KPI albo po prostu szukasz laktatora pamiętaj o kilki ważnych rzeczach. Wcale nie musi to być bardzo popularnej marki laktator za 500 zł i więcej. Ja popełniłam ten błąd i wracając do domu z dzieckiem ze szpitala, podjechaliśmy szybko do Smyka i kupiliśmy laktator Chicco, który był w szpitalu. Męczę się z nim bardzo. Wybierając laktator elektryczny zwróć uwagę na to, czy:
- jest tylko przewodowy, czy można naładować jego akumulatory i stosować go również np. w samochodzie podczas podróży. Mój laktator Chicco jest tylko przewodowy i same rozumiecie, że codziennie co 2-3 godziny muszę meldować się na kanapie. To był oczywiście mój wybór, ale zdecydowanie czeka mnie zmiana sprzętu.
- czy znajdziecie części zamienne do tego laktatora. Oficjalny serwis Chicco nie dystrybuuje tak kluczowych części, jak zaworek do laktatora (to znaczy, że nie można ich dokupić, a tylko wysłać laktator na reklamację – a niby kiedy, jak się ściąga 8 razy dziennie?). Oczywiście jest mnóstwo zamienników na Aliexpress, ale wydając 500 zł masz oczekiwanie, aby móc cieszyć się długo z tego produktu.
- czy funkcje laktatora nie są napompowane przez marketingową bańkę i czy przypadkiem nie można kupić czegoś tańszego i lepszego. Uważam, że wybór Chicco był totalnie nietrafiony, a dopiero będąc na grupie, którą opisałam niżej, dowiedziałam się, że są takie marki jak Neno czy Tufi bardzo często wybierane przez mamy KPI.
Grupa wsparcia
Tak jak wspomniałam wyżej, gdyby nie grupa Mamy ściągające mleko (karmienie piersią inaczej), to pewnie dalej błądziłabym po omacku. Jeśli zastanawiacie się na KPI – koniecznie tam zajrzyjcie i przeczytajcie pliki grupy. Znajduje się tam całe kompendium wiedzy dotyczące KPI, począwszy od tego czym ono jest, jakie panują na jego temat mity, z czym ono się wiąże, a skończywszy na tym, jak wybierać laktator czy jeszcze bardziej podbić laktację.