fbpx Skip to main content

Szpital Karowa – opinie o porodzie

Szpital Kliniczny im. Księżnej Mazowieckiej znajduje się w Warszawie przy ul. Karowej 2. Posiada 3 poziom referencyjności, czyli najwyższy w zakresie specjalistycznej opieki. W ramach szpitala funkcjonują trzy kliniki Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, w których pacjentki znajdują opiekę z zakresu położnictwa i ginekologii, endokrynologii oraz neonatologii i intensywnej opieki noworodka. Tu funkcjonuje też m.in. odpłatna poradnia laktacyjna oraz szkoła rodzenia.

Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej – ul. Karowa 2 Warszawa

 

Poród w szpitalu Karowa odbywa się w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. Skorzystasz tu z możliwości porodu rodzinnego, czyli z osobą towarzyszącą. Na bloku porodowym szpitala Karowa znajduje 5 jednoosobowych sal porodowych i każda posiada klimatyzację, a także mobilne KTG. Na każdej sali jest też stanowisko noworodkowe, które posiada specjalistyczny sprzęt pozwalający na profesjonalną opiekę nad nowonarodzonym dzieckiem. Pacjentki mogą skorzystać z wielu metod łagodzenia bólu porodowego. To m.in. aromaterapia, worek sako, prysznic, możliwość przybierania dogodnych pozycji na piłce, czy korzystanie z aparatu TENS dostępnego na oddziale. Na życzenie podawane jest też znieczulenie farmakologiczne tj. znieczulenie zewnątrzoponowe lub gaz wziewny Entonox. Po porodzie, jeśli nie pojawiają się przeciwwskazania zdrowotne ze strony matki lub noworodka, dziecko można kangurować w kontakcie skóra do skóry przez 2 godziny i wtedy po raz pierwszy przystawić je do piersi. Ponadto szpital oferuje komercyjną możliwość skorzystania z usługi indywidualnej położnej przy porodzie, a także wykupienia dodatkowej opieki pielęgnacyjnej po cięciu cesarskim.

Adres:
ul. Karowa 2

    Opinie

    Pokaż opinie dla szpitala:
    Ula
    Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
    Ocena:
    Opinia:
    Poród "na karowej" oceniam 10/10 bo odczarował traumę, którą miałam po pierwszym porodzie w Sw Zofii. Karowa od wejścia była super - izba przyjęć nowa, czysta,trafiłam akurat na czas kiedy nie było innych pacjentek. Sprawnie zostałam przyjęta na oddział gdzie przydzielono mi indywidualną salę. Pokój był ładny i czysty. Jeśli chodzi o położne i lekarzy to anioły. Byłam pod stałą kontrolą, na bieżąco monitorowali postępy, ciągły zapis ktg, lekarz regularnie przychodził na badanie. Przez cały czas czułam się bezpiecznie, zaopiekowana na 150%. Po porodzie kangurowalam dziecko przez 2h, a później zostałam przewieziona do sali poporodowej. Tam też opieka była świetna, no i gwóźdź programu - jedzenie. Spodziewałam się szpitalnego syfu więc miałam ze sobą całą walizkę prowiantu, a tu mile zaskoczenie! Catering był świetny, swiezy, bardzo smaczny. Nie ruszyłam NIC z moich zapasów. Polecam wszystkim poród na Karowej!
    Data: 05/06/2023

    Paulina
    Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
    Ocena:
    Opinia:
    Urodziłam w powyższym szpitalu syna w dniu 04.02.2023 r. Wybrałam tę placówkę ze względu na fakt, iż pracuje tam lekarz, u którego prowadziłam ciążę. Sam blok porodowy oceniam bardzo dobrze, trafiłam na cudowną położną - Panią Małgorzatę Tomczak, która bardzo mi pomagała i robiła wszystko, abym urodziła. Po 18 godzinach porodu zostałam jednak zabrana na cięcie cesarskie (na co złożyło się wiele czynników, w tym 15 dni po terminie, zły zapis ktg, zielone wody). Odbyło się ono w znieczuleniu ogólnym ze względu na problemy z podaniem innej formy znieczulenia, więc o jego przebiegu nie mogę niestety nic powiedzieć. Na sali pooperacyjnej również czułam się bardzo zaopiekowana. W nocy dyżur miała Pani Jolanta Koper i bardzo się mną opiekowała - rozmawiała, myła, odciągała siarę, zmieniała pościel. Kilka razy była też przy mnie Pani Anestezjolog i pytała jak się czuję. Jedyną uwagę, jaką mogę mieć na tym etapie, jest brak pomocy przy pionizacji - miała ona miejsce rano i zajmowała się mną już inna położna, która jedynie obniżyła mi łóżko i kazała podnieść się w swoim tempie, a dwie kolejne z oddziału położniczo-noworodkowego podstawiły mi jedynie wózek inwalidzki i kazały się na niego samodzielnie przesiąść. Po przewiezieniu na ww. oddział, sama też zostałam wysłana do łazienki, aby wziąć prysznic. Właściwie nawet do tego nie miałabym uwag, gdyż był to mój pierwszy poród i myślałam, że ten proces tak ma wyglądać, jednak z rozmowy ze znajomymi wynika, iż w innych szpitalach położne pomagają w tych czynnościach od A do Z. Miałam też wrażenie, że dziewczyny, które trafiły do mojej sali po cesarskich cięciach, były pod tym względem bardziej zaopiekowane. Ogólnie jednak sam przebieg porodu oceniam dobrze i gdyby tylko na tym miało się skończyć, wybrałabym ten szpital ponownie. Problem polega jednak na tym, iż przed porodem spędziłam tydzień na oddziale patologii ciąży, a po porodzie przez kilka dni mój syn przebywał na oddziale patologii noworodka - tutaj muszę niestety przyznać, że te dwa oddziały to prawdziwa "patologia". Termin porodu miałam wyznaczony na 20 stycznia i zgodnie z przyjętą przez szpital procedurą, zgłosiłam się 10 dni później, tj. 30 stycznia, na czczo i z samego rana celem wywołania porodu. Na Izbie Przyjęć zostałam podpięta pod KTG i zbadana ginekologicznie na fotelu, po czym odesłano mnie na oddział patologii ciąży. Tam otrzymałam od położnej informację, że prawdopodobnie zostanie mi podana oksytocyna, ale o tym zdecyduje lekarz. Zostałam ponownie podpięta pod KTG i zabrana na badanie USG. Kolejne badanie ginekologiczne na fotelu miało miejsce ok. godz. 12:00 i dowiedziałam się od wykonującej je lekarki - dr Malinowskiej, że mam rozwarcie na 1 palec, więc będę badana na fotelu CO DWA DNI, a tymczasem pozostaję na oddziale i będę leżeć do skutku, aż zacznę sama rodzić. Trzy razy pytałam czy ta Pani na pewno się nie pomyliła, bo nie mogłam w to uwierzyć. Nie rozumiem też, w jakim celu do tej godziny byłam trzymana na czczo, skoro nie planowano wobec mnie niczego. O tym, że nastąpił "samoistny test oksytocynowy" dowiedziałam się sama - z dokumentacji, którą trzymałam w ręce, czekając, aż położna odbierze mnie z gabinetu do badań USG. Musiałam dopiero wypytać inną położną, żeby dowiedzieć się, na czym to polega i że na KTG piszą się skurcze, bo niestety ich nie czułam. Zgodnie z obietnicą, kolejne badanie ginekologiczne zostało wykonane dwa dni później, tj. we środę (01.02) przez inną lekarkę (w dokumentacji medycznej wskazana jest tego dnia również dr Malinowska, jednak ona tylko siedziała na fotelu i się przyglądała). Przebieg tego badania pozostawił wiele do życzenia, a Pani, która je wykonała, na pewno nie posiada ludzkich uczuć - ból był nie do zniesienia. Pomijając brak jakiegokolwiek podejścia przy badaniu palcami i wkładanie ich na siłę, zastosowany został chyba największy wziernik dostępny w sali. Z bólu płakałam i prosiłam, żeby zrobili mi CC, bo nie zniosę tego dłużej, na co szanowna pani lekarka powiedziała, że jeżeli dzieje mi się taka krzywda, to mogę wyjść na żądanie, bo nikt mnie tutaj na siłę nie trzyma. Dodam, że byłam już wtedy 12 dni po terminie. Zeszłam z fotela cała się trzęsąc. Obecna przy badaniu położna, widząc natomiast, że spaceruję korytarzem i płaczę, stwierdziła, że "może nie jestem gotowa na pobyt w szpitalu i powinnam wrócić do domu i że przecież nie każe mi się bzyknąć z mężem, żeby przyspieszyć poród, bo tutaj nie ma do tego warunków". Nie znam niestety nazwisk, jednak lekarka, która wykonała badanie, raczej jest znana ze swojej znieczulicy, gdyż podczas rozmowy z położną oddziałową i po opisaniu sytuacji, zostałam zapytana czy ta Pani "ma krótkie włosy i nosi okulary". Kolejne badanie zostało wykonane w piątek (03.02) przez Panią Barbarę Zaleśkiewicz. Siadając na fotelu, zupełnie niezłośliwie powiedziałam, że boję się na niego wchodzić, bo te badania nie są przyjemne, na co szanowna pani bardzo się oburzyła, mówiąc: "to pani chce urodzić? i jeszcze pani chce, żeby było przyjemnie?". Samo badanie przebiegło nawet znośnie i można było je wytrzymać, trwało też bardzo długo, gdyż lekarka chciała coś "oderwać". Tego dnia również byłam na czczo i oczekiwałam, że w końcu zostaną podjęte jakieś decyzje. Na obchodzie usłyszałam jednak, że jestem 12 dni po terminie, więc wywołanie rozpocznie się w poniedziałek. Musiałam się wykłócać, że jestem 14 dni po terminie, jednak dr Dorota Prządka-Rabaniuk stwierdziła, że mój lekarz musiał się pomylić i wyliczyć termin w aplikacji, a one liczą jakąś starą metodą, która się sprawdza i według nich termin wypadał na 22 stycznia. Tutaj warto nadmienić, że na bloku porodowym określono termin na 20 stycznia (tak samo jak mój lekarz prowadzący). Jak więc widać, każdy oddział określa termin po swojemu. Dodatkowo, co jest bardzo ciekawe, termin 22 stycznia wskazany przez dr Rabaniuk nie został wpisany w żadnym miejscu w dokumentacji medycznej jak uparcie twierdziła. Nie rozumiem więc, dlaczego zostało wstrzymane wywołanie porodu i na co ta Pani czekała, skoro nie było postępu. Nie jest również prawdą - jak wskazano w dokumentacji medycznej - iż o preindukcji w niedzielę (06.02) zdecydowano po obchodzie z dr Czajkowskim. Obchód ten się nie odbył - tego dnia były u mnie wyłącznie dr Rabaniuk i Pani Zaleśkiewicz. Poinformowały, że w niedzielę będę miała założony cewnik foleya, a w poniedziałek podadzą mi oksytocynę. Ostatecznie jednak i na całe szczęście, zaczęłam w nocy sama rodzić i zostałam przewieziona na blok porodowy. Szczęście w nieszczęściu, gdyż miałam zielone wody, więc nie chcę wyobrażać sobie finału tego porodu, gdybym została na oddziale przez cały weekend. Podczas cesarskiego cięcia, syn zachłysnął się wodami i trafił na oddział patologii noworodka - tutaj zaczyna się kolejna historia, która wykończyła mnie psychicznie: 1. lekarzem prowadzącym mojego dziecka codziennie była inna osoba. W poniedziałek (06.02) rozmawiałam z lekarką, która rozpisała antybiotykoterapię (dr Seliga), jednak na drugi dzień otrzymałam od niej informację, iż nie może mi przekazać żadnych szczegółów, gdyż nie zajmuje się już moim dzieckiem. Tego dnia miałam kontaktować się z dr Fiałkowską. Próbowałam to zrobić, jednak bezskutecznie - raz zostałam odesłana, bo Pani dr nie miała czasu i kazano mi wrócić za godzinę. Po godzinie okazało się, że Pani dr znów nie ma czasu - znów miałam wrócić za godzinę. Po kolejnej godzinie okazało się, że Pani dr już poszła do domu. Moje dziecko było więc trzecią dobę na odrębnym oddziale, a ja nie miałam żadnych informacji na temat jego stanu zdrowia. W międzyczasie siedząc przy jego łóżeczku, usłyszałam jak jedna z Pań (jak się okazało - Pani jest lekarzem - bez specjalizacji i nazywa się Gabriela Szczodry) zapytała za moimi plecami: "który to ten z bradykardią". W tym momencie wszystkie położne spojrzały na mnie i zaczęły między sobą komentować moje dziecko, szepcząc i sprawdzając czy przypadkiem nie słyszę. Pojawiły się między innymi komentarze takie jak: "tak późno urodzony, skończony 42 tydzień i on nie potrafi ze smoczka ciągnąć". Zrobiło mi się w tamtym momencie tak potwornie przykro, że zwyczajnie rozpłakałam się przy dziecku. Prosto stamtąd poszłam do gabinetu neonatologów (jeszcze nie wiedziałam wtedy, że dr Fiałkowska poszła już do domu) i trafiłam na wspomnianą wyżej Panią Gabrielę. Pani ta była kompletnie oderwana od rzeczywistości. Najpierw powiedziała, że syn dzień wcześniej zaczął antybiotyk, a zazwyczaj podają go przez 5 dni, na co odpowiedziałam, że słyszę o tym antybiotyku odkąd się urodził. Inna Pani stwierdziła, że dostaje go już czwartą dobę, więc ta powiedziała, że jednak jutro kończy. Nie wiedziałam więc, kiedy zaczyna, a kiedy kończy. Próbując dowiedzieć się czegoś więcej o jego stanie zdrowia, Pani Gabriela wielce się oburzyła i zapytała "co jeszcze chciałabym wiedzieć". Zwróciłam jej uwagę i powiedziałam, że nie życzę sobie takich sytuacji, jaka miała miejsce na oddziale i jeżeli chce coś powiedzieć na temat mojego dziecka, to żeby mówiła tak, abym to słyszała, albo nie zaczynała przy mnie tematu. Dodałam też, że przyjdę jutro i porozmawiam z lekarzem, na co Pani Gabriela mocno się zbulwersowała, że przecież "ona jest lekarzem". To był jej największy problem. Informację o stanie zdrowia syna uzyskałam dopiero we środę (07.02), po interwencji Pani dr Dobrowolskiej - ginekolog z oddziału położniczego, której opowiedziałam o całej sytuacji i która przeprosiła mnie za zajście. Wtedy też dopiero dowiedziałam się, że syn przechodzi zapalenie płuc - wcześniej słyszałam tylko o stanach zapalnych. Niektórych informacji, na przykład o tym, że były wykonane badania słuchu, czy że syn miał żółtaczkę, dowiedziałam się dopiero z wypisu. Nadmienię tutaj, że informacji udzieliła mi kolejna lekarka prowadząca - już trzecia. 2. wspomniałam wcześniej o komentarzach dotyczących braku umiejętności jedzenia ze smoczka przez syna. Zarówno ja, jak i mój mąż, mieliśmy okazję zobaczyć, jak wygląda karmienie. Zostałam poproszona o przystawienie syna do piersi dopiero we środę (07.02). Trwało to jednak około 5 minut, gdyż położne stwierdziły, że jest to już za długo. Wręczyły mi do ręki butelkę z gotową mieszanką i kazały go dokarmić (bo już było pół do pierwszej), ale po dwóch minutach zabrały dziecko, bo dokarmią je szybciej. Po kolejnych dwóch minutach doszły do wniosku, że podłączą sondę, bo on i tak nie zje. Neonatolog w rozmowie ze mną przyznała, że położne wielokrotnie przesadzają z podłączaniem sondy. W ten sposób mój syn był do niej podłączony ciągle, a dziwnym trafem - jadł bez problemu, jak już trafił do mnie na oddział i położne z mojego oddziału nie miały zastrzeżeń. Tego samego dnia, w którym pierwszy raz przystawiłam syna do piersi, zostałam poproszona o ustalenie z położnymi z nocnej zmiany, kiedy mam przychodzić na karmienia. Nie udało mi się to, gdyż przed 20:00 przyniosłam dla syna ubranka na zmianę i zostałam przez jedną z położnych wyproszona w trybie natychmiastowym, bo właśnie odbywała się wieczorna toaletka, przy której nie wolno mi było przebywać. Próba zapytania o karmienie została przerwana w połowie zdania. Na tym więc też zakończyło się moje karmienie piersią. Finalnie syn otrzymuje mleko modyfikowane, gdyż nie udało mi się rozkręcić laktacji (jak przyznały położne z mojego oddziału - ze stresu). 3. oprócz toaletki wieczornej, zostałam także wyproszona z obchodu pediatrycznego (wraz z resztą rodziców obecnych na sali). Kompletnie nie mogę tego zrozumieć, bo o ile wiem, mam prawo być obecna przy każdej czynności podejmowanej wobec mojego dziecka. Zostałam wyproszona z obchodu przez wspomnianą wcześniej Panią Gabrielę Szczodry. 4. w dniu 09.02, po moich wielokrotnych prośbach, syn trafił do mnie na oddział. Jego stan pozostawiał wiele do życzenia - oczy nie były nawet przemyte i wręcz zalepione; na nodze, w której miał wenflon, była wielka rana, odparzona od plastrów; na pośladkach obecne było także duże odparzenie. 5. tego samego dnia, tj. 09.02, syn miał zakończyć otrzymywanie antybiotyku. Ostatnia dawka miała zostać podana o godzinie 12:00. Udałam się w tym celu z synem do pokoju zabiegowego i tam usłyszałam, że otrzyma jeszcze jedną dawkę o godzinie 20:00. Nie wzbudziło to mojego zaniepokojenia, jednak o 21.30 przyszła do nas położna i zapytała czy może mu podłączyć pompę, z której będzie otrzymywał antybiotyk przez pół godziny. Po ówczesnej mojej interwencji na oddziale zjawiła się lekarka, która stwierdziła, że faktycznie, ostatnia dawka miała być podana o 12:00. Syn otrzymał więc o jedną dawkę za dużo. Dodatkowo, położne miały w książce rozpisane podawanie antybiotyku do godz. 04:00. 6. w piątek uzyskałam zgodę neonatologa (dr Seligi) na wyjście ze szpitala w sobotę. Słyszałam, jak mówiła w gabinecie neonatologów do Pani Gabrieli Szczodry, że mają dla mnie przygotować wypis. W sobotę jednak na oddziale obecny był lekarz dyżurujący - Bartłomiej Grochowski (bez specjalizacji), który stwierdził, że "dzisiaj to on podejmuje decyzje" i zmusił mnie do podpisania, że wypisuję dziecko na żądanie. W wypisie miałam także wpisane, iż urodziłam w 42 tygodniu ciąży. Na moje stwierdzenie, że był to 43 tydzień, pan Grochowski, nie wiedząc jak wybrnąć z sytuacji, stwierdził, że to był 42 i 1/7. Zażądałam poprawienia tego w wypisie dziecka, jednak w moim wypisie znajduje się informacja o 42 tygodniu, gdyż lekarka, która go wydawała, stwierdziła, że to nieistotne. Co ciekawe, Pani Gabriela Szczodry, mimo wyraźnego wskazania dr Seligi co do przygotowania wypisu na sobotę, wpisała w dokumentację syna plany mówiące o wypisie po weekendzie. W ciąży wielokrotnie bywałam też na izbie przyjęć. Tam nie ma mowy o jakiejkolwiek prywatności - gabinety lekarskie pozostają otwarte, a położne siedzą w swoim również otwartym pokoiku i komentują przychodzące pacjentki. O zamykanie drzwi nie dbano także niestety na bloku porodowym, więc finalnie siedziałam bez bielizny na piłce, a korytarzem przechodzili ojcowie przyjeżdżający do rodzących partnerek. Wtedy było mi wszystko jedno, bo moją uwagę zajmowały skurcze, ale nie tak to powinno wyglądać. Co do postępowania na Izbie Przyjęć - wypadałoby, aby zajął się tym powołany przez szpital Inspektor Ochrony Danych, gdyż mówimy o notorycznym ujawnianiu informacji o zdrowiu pacjentek. Wartym uwagi jest także umieszczanie w wypisie zgody na przetwarzanie danych, która nie powinna być w tym miejscu zbierana i wprowadza pacjentki w błąd. Pobyt w szpitalu doprowadził mnie na skraj wyczerpania psychicznego. My wyszliśmy z tej historii cało, ale nie mam pewności, czy każda kobieta będzie miała tyle szczęścia.
    Data: 09/05/2023

    Martyna
    Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
    Ocena:
    Opinia:
    Czekałam na przyjęcie (38 c bliźniaczej ) ledwo siedząc na izbie 3h . Po przyjęciu panie położne super miłe … oczekiwanie na planowe cesarskie cięcie kolejne 3 h( ale to akurat rozumiem są różne sytuacje). Na bloku usłyszałam jak wykonująca cięcie mówi do koleżanek „ ciagle trafiają mi się otyłe pacjentki….l🙀🙀🙀🙀😳 Na oddziale po porodzie z bliźniakami ani razu nikt nie przyszedł i nie zapytał czy potrzebuje jakiejkolwiek pomocy…
    Data: 09/03/2023

    Natalia
    Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
    Ocena:
    Opinia:
    Poród pod koniec stycznia 2023. Trafiłam na świetną położna przy porodzie - złota kobieta oby takich więcej ,profesjonalna robota z podejściem ludzkim do człowieka ,nasz pobyt z dzieckiem się przedłużył ,generalnie nie było żadnych problemów z obsługą ,panie na salach obserwacji dla noworodków również wzorowo się spisały♥️ Szczerze polecam ten szpital 👍
    Data: 24/02/2023

    Marta
    Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
    Ocena:
    Opinia:
    Rodziłam na Karowej, w bardzo trudnej sytuacji - w 19 tygodniu wykryto u mnie niewydolność szyjki macicy, w 24 tygodniu urodziłam wczesniaka, który po kilku dniach umarł. Na tym tle naprawdę gigantyczna ulga i wsparciem było to, że przez cały okres mojego pobytu tam personel zachowywał się fantastycznie - lekarze byli profesjonalni, konkretni i wspierający, informowali o tym co i jak ze mną, co z dzieckiem, jakie mam możliwości, co planują zrobić... Cały personel neonatologii był zaangażowany, informował nas na bieżąco co i jak, robiono mnóstwo badań kontrolnych, a położne i salowe też były na prawdę fajne i wspierające. Musiałam leżeć kilka tygodni na płasko,w zasadzie nie mogłam wstawać - w okresach gdy i mogłam iść do toalety i korzystałam z basenu, dostałam salkę jednoosobowa, pomagano mi i pozwalano funkcjonować z godnością, co w sytuacji gdy nawet załatwiasz się na łóżku nie jest latwe. Nikt nie wchodził bez pukania, pomagano mi we wszystkim, nikt na to nie narzekał i nie dawał mi odczuć że nie ma ochoty, poza tym przez cały okres miałam wsparcie rehabilitantki i psychologa. Porod,z przyczyn medycznucj był w pozycji wymuszonej, ale przy porodzie zaproponowano mi znieczulenie podpajęczynówkowe, nie musiałam się o nie prosić, anestezjolog pojawił się w 15 minut, był naprawdę wspierający, sympatyczny i z poczuciem humoru, podobnie jak doktor, która prowadziła porod i położna. Wsparcie przy rozkręcaniu laktacji też było świetne - ze strony położnych - wiem że jest dostępna CDL, ale nie było potrzeby się z nią kontaktować. Jedyny minus porodówki to naprawdę niewygodne łóżko - ale też podejrzewam, że nie jest ono pomyślane z perspektywa 3 dni powstrzymywania porodu - na ginekologii i patologii ciąży łóżka były bardzo wygodne. Gdy nastąpiło najgorsze, położne na neonatologii były przy mnie cały czas, zatroszczyły się o rzeczy, o których nawet nie pomyślałam - umożliwiły mi przytulenie córki i pożegnanie się z dzieckiem, zaproponowały mi że zrobią nam kilka zdjęć, żebym miała jakiekolwiek pamiątki, ubrały ciałko tak, żeby z godnością można je było przekazać dalej, dopilnowały, żebym miała tyle czasu z nią ile potrzebuje, były dyskretne, ale starały sie, żebym nawet na chwilę nie została sama. Na ginekologii, gdzie leżałam po porodzie spotkałam się z pełnym wsparciem i zrozumieniem, pojawiła sie psycholog szpitalna, lekarze poświęcili mi sporo czasu, była też pomoc od tej formalnej strony. To jest naprawdę szpital z sercem.
    Data: 22/02/2023

    Klaudia
    Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
    Ocena:
    Opinia:
    To był mój drugi poród w tym szpitalu. Pierwszy w 2020 średnio dobrze wspominam. Teraz rodziłam w lutym 2023. Położne super, możliwość korzystania z piłek, ćwiczeń i prysznica a wręcz zachęcanie do tego. Położna stale sprawdzająca stan jak i rozwarcie. Studentki bardzo chętne do pomocy. Poród w pozycji na boku. Brak nacięcia co więcej udało się również bez pęknięcia. Dokładne wskazówki położnej w trakcie porodu i wsparcie. Nie wiem jak inne ale my trafiliśmy na świetną położną i na zmianie dziennej jak i nocnej, która zakończyła naszą przygodę z porodem.
    Data: 18/02/2023

    Joanna
    Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
    Ocena:
    Opinia:
    Niestety w tym szpitalu nie ma przestrzegania praw pacjenta,z zakresu prawa do intymnosci. Sprawa wylądowała u Rzecznika Praw Pacjenta, natomiast konieczna była interwencja prawnika by szpital mnie za skandaliczne zachowanie położnych mnie przeprosił.
    Data: 19/01/2023

    Agnieszka
    Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
    Ocena:
    Opinia:
    Pobyt na patologii ciąży (prawie 2 miesiące) wspominam bardzo dobrze. Dobra opieka, komunikacja z lekarzami, dobre i smaczne żywienie. Pomimo problemów czułam się bezpiecznie i zaopiekowana. Po CC dziecko było na patologii noworodków a dla mnie (kilku innych mam) zabrakło miejsca na położniczym i byłam na ginekologii w innym skrzydle szpitala. Była to spora niedogodność szczególnie przez pierwsze doby do CC. Mimo to nie wyobrażam sobie innego szpitala bo zauważyłam przez te 3 miesiące że jak są większe problemy z ciążą lub noworodkiem to i tak z całej okolicy zwożą tam pacjentki i dzieciaczki.
    Data: 12/01/2023

    Ania
    Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
    Ocena:
    Opinia:
    Rodzilam przez cc ze względów medycznych i tutaj nie mam nic do zarzucenia lekarzom i położonym na oddziale porodowym. Super atmosfera, spokój. Zupełnie co innego mogę powiedzieć o oddziale położniczym. Lekarze w porządku i od strony ginekologicznej i dla dziecka. Za to położne według mnie to porażka i nie byla to tylko moja opinia bo koleżanki obok mówiły to samo. Na oddziale zostaje podawana maluchom glukoza dla uspokojenia. Mojego malucha nikt nie był wstanie wybudzic do karmienia bo takiej glukozie. Padło haslo jak zglodnieje to się obudzi. Prosilam wiele razy żeby nie podawać mu glukozy i tak robiły co chciały. Spadek wagi byl 11% przed wypisem i na szybko go karmilam mlekiem modyfikowanym. Uzyskalam 10% ale i tak były wątpliwości do wypisu. Podczas obchodu została podana znowu glukoza i to przy mnie. Wkurzylam się. Lekarka zasugerowala żebym wypisala się na żądanie i ona mnie wypuści bez problemu. I tak się skończyła przygoda z tym oddziałem. Może 3 położonym chce się tam myśleć, reszta to tylko tłum.
    Data: 10/01/2023

    Joanna
    Szpital: Szpital Kliniczny im. Ks. Anny Mazowieckiej (ul. Karowa 2)
    Ocena:
    Opinia:
    Na porodówce świetna,kompleksowa opieka. Ciągła kontrola stanu zdrowia matki i dziecka, pełna podmiotowość w traktowaniu pacjentek.
    Data: 16/11/2022