fbpx Skip to main content

Cześć!

Na tej stronie znajdziesz opinie na temat porodów w szpitalach w Warszawie. Możesz tu podzielić się swoimi wrażeniami po pobycie na danym oddziale położniczym, a także napisać o tym, co Ci się nie podobało. Opinie dodawane są chronologicznie i uprzednio akceptowane przez administratora strony. Różne opinie dodawane wielokrotnie z jednego IP będą uznawane za podejrzane i niepublikowane (i nie tylko takie, a wszystkie, które będą nosiły znamiona potencjalnego nabijania pozytywnych opinii).

Stworzyłam tę podstronę, bo sama przed swoim porodem maniakalnie wertowałam internet, czekając na nowe opinie dotyczące wybranych szpitali. Ta zakładka to nie jest żaden ranking ani miejsce do porównywania, tu będziesz mieć opinie, z których sama wyciągniesz swoje wnioski.

Osobom, które zdecydują się dodać opinię z góry dziękuję. Nie mam dla Was żadnego e-booka za napisanie opinii i z marketingowego punktu widzenia to pewnie słabe 😉 Chcę jednak, aby to było miejsce pełne wiedzy od Was dla Was.

Zapraszam też do zapoznania się z artykułami stworzonymi wspólnie ze szpitalami na temat ich porodówek, które znajdziesz na tej podstronie.

Jeśli masz jakiekolwiek sugestie dotyczące funkcjonowania tej strony, napisz do mnie na kontakt@mamazwarszawy.pl

 

    Opinie

    Pokaż opinie dla szpitala:
    Kinga
    Szpital: Uniwersyteckie Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka (ul. Starynkiewicza 1)
    Ocena:
    Opinia:
    Rodziłam tam dwa lata temu przez planowane cc. Wcześniej lezalam kilka tyg na patologii. Wyglad patologi nieciekawy. Położne pomocne. Jedzenie jak to w szpitalu. Codziennie odbywały się wizyty lekarzy. Niestety nie były wtedy dozwolone wizyty osób bliskich co było bardzo ciężkie, szczególnie przy kilkutygodniowym pobycie. Sama operacja bez zarzutów. Wszyscy sympatyczni, pokazali dziecko, przyłożyli do policzka. Niestety tata nie mógł kangurowac dziecka, jedynie siedział z nim na korytarzu podczas gdy mnie zszywano. Po przewiezieniu na sale pooperacyjną, po jakims czasie dali mi dziecko do kangurowania na 2h. Położne pomocne podczas pierwszych godzin gdy ja nie mogłam się ruszac po operacji. Po pionizacji jedna z położnych pomogła mi się wykąpać i ubrać. Zostałam przewieziona na sale poporodowa, które już są wyremontowane. Dwuosobowe ze wspólna łazienka z drugim pokojem. Wygodne elektryczne łóżka. Opieka super. Niestety bez odwiedzin wiec ciężko było w pierwszej dobie z rana po cc. Trzeba było zagryźć zęby i jakoś dawać rade. Po 2 dobach wypis ze szpitala. Położna pomogła zanieść bagaże. Po tygodniu zdjęcie szwów. Bez problemu. Szybko i sprawnie. Ogolnie polecam. Choć z biegiem czasu widzę, że można było wiele rzeczy lepiej zeobic. Nie było już wtedy zagrożenia epidemiologicznego wiec odwiedziny mogły być a po cc szczególnie jest to pomocne przy dziecku i ogolnie przy ogarnięciu siebie gdy wszystko tak boli. Tata zdecydowanie powinien kiec mozliwosc kangurowania dziecka.
    Data: 28/12/2023

    Martyna
    Szpital: Szpital Ginekologiczno-położniczy im. Świętej Rodziny przy (ul. Madalińskiego 25)
    Ocena:
    Opinia:
    Mam same wspaniałe wspomnienia i z sentymentem myślę o tym szpitalu. Personel szpitala towarzyszył mi właściwie przez całą ciążę, często trafiałam na izbę przyjęć z powodu różnych komplikacji, trzy razy byłam na patologii ciąży, dwa razy na oddziale przedporodowym. Wszędzie doświadczyłam wspaniałej opieki, wzorowej współpracy z pacjentką, czułam się doinformowana i godnie traktowana. W moim przypadku musiało skończyć się CC, wszystko przebiegło wzorowo, w miłej atmosferze, a lekarz jeszcze rano przyszedł sprawdzić jak się czuję. Pełni obaw opuszczaliśmy szpital, niepewni czy zapewnimy córce tak wspaniałą opiekę, jak miała do tej pory.
    Data: 28/12/2023

    Joanna
    Szpital: Szpital Południowy, ul. Rotmistrza Witolda Pileckiego 99
    Ocena:
    Opinia:
    Byliśmy z mężem na KTG dzień po terminie porodu. Organizacja dużo poniżej standardowych oczekiwań. Totalny brak prioryteryzacji kobiety w ciąży. Brak osobnego wejścia, przekierowania do położnej czy na oddział ginekologiczny. Po pierwsze kobieta w ciąży (przed rozwiązaniem) musi oczekiwać na SOR razem z innymi pacjentami (ryzyko wirusa, oglądania przykrych scen). By dostać się na oddział najpierw należy pobrac numerek i w kolejce jak inni pacjenci czekac na rejestrację. Po zakonczonej rejestracji.. w dalszym ciągu oczekuje na następny etap czyli na wizytę u ratownika medycznego w celu wykonania badania. Jakiego? Hmm.. Kobieta w ciąży przyjeżdża albo na rozwiązanie albo na badanie kontrolne, jak w moim przypadku KTG by upewnić się czy z maluszkiem jest wszystko w porządku. Ostatnim etapem w Szpitalu Południowym jest przyjście położnej lub lekarza z oddziału. Niestety tego etapu nie doczekaliśmy się. Przed nami było jeszcze kilku pacjentów do ratownika medycznego i tak po godzinie oczekiwania (rejestracja + wizyta u ratownika) poddaliśmy się i wróciliśmy do domu. Przyznam, że bardzo chciałam rodzić w tym szpitalu. Oddział ginekologiczny wrzuca super relacje z porodów i tym sugerowałam się wybierając miejsce narodzin naszego maleństwa. Niestety, moje doświadczenia spowodowały i sytuacja, której byłam świadkiem na SOR sprawiły, że bardzo szybko zmieniłam zdanie. Szpital jako budynek jest ogromny, tylko szkoda, że projektanci nie pomyśleli o udogodnieniach dla kobiet w ciąży planując nowy i ładny szpital jak ten.
    Data: 27/12/2023

    Olga
    Szpital: Szpital Specjalistyczny „Inflancka” im. Krysi Niżyńskiej „Zakurzonej” (ul. Inflancka 6)
    Ocena:
    Opinia:
    Chodź minęło już ponad 5 lat od porodu to do dnia dzisiejszego mam traumę .. Ze strachem patrzę w przyszłość myśląc o porodzie, więc cieszę się, że mogę tu zostawić swoją opinię, jak również przeczytać inne. Do szpitala trafiłam ze skierowaniem. Musiałam być wcześniej ze względu na wielowodzie. Już po 2 dniach pobytu i monitowania został założony balonik. Po dobie męczarni okazało się, że został założony nieprawidłowo, więc założono kolejny … Nic się oczywiście nie zadziało … Następnie kilka godzin pod oksytocyną - zero reakcji organizmu. Kolejnego dnia to samo - oksytocyna kilka godzin i brak rozpoczęcia porodu .. Następnego dnia oksytocyna + przebicie wód płodowych… Oczywiście akcja porodowa się zaczęła, znieczulenie podawane 2 razy ale źle wyliczana dawka bo puszczało po 40 minutach … Zero opieki lekarza i położnych. Z mężem byliśmy ciągle sami na sali. Zaglądano do nas co 2 godziny. Nie było żadnego postępu porodu. Dopiero po ponad 13 godzinach udręki i 8 cm rozwarcia wzięło mnie na CC … Na które poszłam na piechotę .. Gdy podczas skurczu oparłam się o stół operacyjny usłyszałam od lekarza „proszę się kłaść nie mam czasu … „ Wciąż chce mi się płakać. Zostałam obdarta z godności, wsparcia, empatii … Poród to był dla mnie koszmar …
    Data: 26/12/2023

    Łucja
    Szpital: Uniwersyteckie Centrum Kliniczne WUM (ul. Żwirki i Wigury 63A)
    Ocena:
    Opinia:
    Rodziłam w UCK WUM pod koniec lutego 2023 roku. Ze względu na hipotrofię chodziłam co tydzień na kontrolne badania do tego szpitala i po jednym z nich lekarze uznali, że lepiej będzie rozwiązać ciążę wcześniej. Zostałam tego samego dnia przyjęta do szpitala i jeszcze wieczorem miałam zakładany balonik na wywołanie porodu. Cały personel, z którym miałam do czynienia był cudowny. Położne sprawiały, że mimo sytuacji w jakiej się znalazłam czułam się bardzo dobrze zaopiekowana. Mogłam do nich iść z każdym pytaniem. Następnego dnia zostałam zabrana na sale porodową i podłączyli mi oksytocynę. Na sali porodowej czułam się jak w hotelu. Dostęp do piłki, przysznica, gazu i mobilny zapis ktg bardzo ułatwiały. Trafiłam na wspaniałą położną Panią Kasię (niestety nie pamiętam nazwiska), która miała mnie przeprowadzić przez poród SN. Niestety po prawie całym dniu dziecku zaczęło spadać tętno po każdym skurczu i w ekspresowym tempie została podjęta decyzja o cc. Finalnie dzięki czujności położnych i lekarzy wszystko skończyło się dobrze. Na sali pooperacyjnej spędziłam prawie całą noc i tam trafiła się jedna położna, która nie była tak miła jak pozostałe, ale nie była też jakaś straszna. Przez kilka dni pobytu w szpitalu (z córką byłyśmy jakieś 5 dni ze względu m.in. na dodatkowe badania jakie musiała mieć wykonane) otrzymałam wiele pomocy i wsparcia od położnych i lekarzy. Położna Pani Ewa, bez której prawdopodobnie nie udałoby mi się rozkręcić laktacji to cudowna i empatyczna kobieta. Sale są dwuosobowe dzięki czemu jest naprawdę komfortowo. Co do jedzenie, było naprawdę znośne, a jestem typem osoby, która lubi wybrzydzać. Niektóre posiłki naprawdę bardzo dobre. Podsumowując: gdybym miała jeszcze kiedyś rodzić to tylko tam. Oczywiście na rejestracji już nie jest tak kolorowo i zdarzają się położne i pielęgniarki mniej uprzejme. Natomiast mimo wszystko organizacyjnie raczej na plus. Zapomniałabym podzielić się opinią o neonatologu, z którym miałam do czynienia. Niestety nie pamiętam nazwiska. W szpitalu musiałam dokarmiać dziecko mieszanką mleczną aby przybrała prawidłowo, co samo w sobie było dla mnie trudne i raz wchodząc do sali na obchód noworodkowy usłyszałam od niego nieprzyjemny komentarz na temat karmienia butelką a nie piersią. Nie pamiętam już jak brzmiał, zbyt wiele czasu minęło i staram się te przykre wspomnienia wyprzeć, ale sprawił mi wiele przykrości. To nie był czas i miejsce, w którym powinnam się z tego komukolwiek tłumaczyć, a i on sam nie miał prawa mi tego wytykać. To chyba jedyne tak przykre wspomnienie z całego pobytu. Mimo wszystko - polecam z całego serca 🙂
    Data: 21/12/2023

    Magda
    Szpital: Szpital Ginekologiczno-położniczy im. Świętej Rodziny przy (ul. Madalińskiego 25)
    Ocena:
    Opinia:
    Nie było fatalnie ale też nie było tak żebym chciała tam wrócić. Poród był indukowany, założony został balonik. Lekarka i położne uznały że on zazwyczaj nie wywołuje porodu więc mogę sobie poleżeć i odpocząć a na następny dzień będzie oksytocyna. Balonik wywołał koszmarne skurcze, akcję porodową ale przy baloniku nie zostały zaproponowane żadne środki łagodzące ból. Na KTG nie było widać silnych skurczy więc położne nie wierzyły mi że boli a jak balonik wypadł i rozwarcie miało już 5 cm to były zdziwione. Później przyjechała już moja opłacona położna i miałam ciągłe wsparcie i pomoc. Niestety na 9cm rozwarcia została podjęta decyzja o CC. Wszystko trwało bardzo szybko, zabieg był przeprowadzony przez młodych lekarzy ale w drzwiach stał i pilnował ich lekarz z większym doświadczeniem. W szpitalu panują dziwne zasady jeśli chodzi o wykupienie pojedynczego pokoju (tzw. Rodzinnego) pacjentka nie może być tam sama musi być z nią mąż lub inna osoba towarzysząca… bardzo nie chciałam być w sali z kimś obcym więc wykupiliśmy taki pokój szczególnie że przez kilka godzin byłam w pokoju z kimś obcym i nie było to dla mnie miłe doświadczenie chociaż to na kogo się trafia to loteria więc wszędzie można trafić źle. W płatnym pokoju żeby nie było problemów trzeba było się dogadywać z położnymi że męża czasami nie będzie (mamy psa dla którego nie mieliśmy opieki) - straszna abstrakcja - płacisz 500 zł za dobę a jeszcze ma się problemy. Na cały pobyt już na oddziale trafiła się tylko jedna niemiła położna reszta była ok. Niestety mieliśmy też niemiła sytuacje. Położne nas straszyły że syn spadł za dużo na wadze, kazały dokarmiać mm, ja co chwilę karmiłam piersią trzymali nas dobę dłużej a jak się okazało na sali od CC zepsuła im się waga… i ja oraz dwie inne mamy nie mamy pojęcia z jaką wagą urodziły się nasze dzieci i wszystkie musiłyśmy zostać dłużej mimo że nie było to konieczne. Jedzenie w szpitalu jest koszmarne - dobry jest tylko kisiel i galaretka oraz chleb.
    Data: 21/12/2023

    Aleksandra
    Szpital: Uniwersyteckie Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka (ul. Starynkiewicza 1)
    Ocena:
    Opinia:
    Jestem zachwycona!!! Personel na patologii ciąży, trakcie porodowym, sali cc, sali pooperacyjnej, neonatologii i oddziale położniczym WSPANIAŁY!!! Jestem bardzo "wymagającą" pacjentką. Przywiązuję wagę do niuansów, sposobu komunikacji, nienawidzę szpitali. Tu czułam się w pełni zaopiekowana, bezpiecznie. Personel jest zawsze chętny do pomocy, uprzejmy. Nie spotkałam się z jakąkolwiek niechęcią. Nie miałam wykupionej położnej, jednak obie panie, które się mną zajmowały podczas porodu były wspaniałe. Zespół lekarzy, który się mną zajmował również super. Wszyscy życzliwi i zaangażowani. Na oddziale położniczym miałam dużą salę, a w niej dwa łóżka. Wszystkie sale są dwuosobowe z jedną łazienką na dwie sale. Miałyśmy do dyspozycji elektrycznie sterowane łóżka, standardowe szpitalne szafki, duży przewijak z wanienko-umywalką i fotel bujany. Położne chętne do pomocy. Codzienne wizyty neonatologa. Podczas mojego tygodniowego pobytu zdarzyło się bardzo wiele. Na żadnym etapie nie byłam jednak pozostawiona sama sobie. Ze szpitala wyszłam z poczuciem, że dalej z maluszkiem już sobie poradzimy, wiemy co robić. Ponadto ciążę również prowadziłam w UCZKiN (równolegle z prywatnymi wizytami) i wizyty były na najwyższym poziomie. Ilość i jakość badań była nieporównywalna z prywatnym pakietem w znanej sieci. W czasie ciąży zdarzyło mi się również dwukrotnie skorzystać z izby przyjęć, ponieważ coś mnie niepokoiło. Mimo, że nie jest tam aż tak sympatycznie jak na oddziałach (położne może bardziej się spieszą i nie mają głowy, niestety, do uprzejmości) to za każdym razem uzyskałam niezbędną pomoc i wyjaśnienia i spokojna mogłam wrócić do domu. Polecam BARDZO na każdym etapie ciąży i do porodu. Dla mnie minusem jest tylko brak własnej łazienki w sali porodowej i/lub wanny. Jednak z perspektywy czasu wiem, że i tak nie byłyby mi potrzebne.
    Data: 20/12/2023

    Klaudia
    Szpital: [""]
    Ocena:
    Opinia:
    Rodziłam 01.12.2023 r., miałam położną dedykowaną z całego serca polecam i bardzo dziękuję niesamowitej kobiecie Beacie Matyj. Cały pobyt w szpitalu przebiegł super, cały personel bardzo miły i serdeczny, gdy tylko potrzebowałam pomocy to pomagał. Wszystkie osoby, które napotkałam były bardzo ciepłe. Pokoje 2-osobowe z łazienkami, czysto. Bardzo polecam ten szpital.
    Data: 20/12/2023

    Kasia
    Szpital: Szpital Ginekologiczno-położniczy im. Świętej Rodziny przy (ul. Madalińskiego 25)
    Ocena:
    Opinia:
    Izba przyjęć 5/5: Planowałam poród na Żelaznej, ale w dniu zgłoszenia się na indukcję porodu (41+3), po 5 godzinach spędzonych na izbie przyjęć dowiedziałam, że nie ma miejsc. A więc następnego dnia pojechaliśmy z mężem do szpitala świętej rodziny. Bardzo miła Pani na rejestracji. O 7 rano praktycznie nie było kolejki. Ciężarne zapraszane do rejestracji w pierwszej kolejności. Dalej Pani odprowadziła nas pod gabinet na KTG i powiedziała, że zaraz zostanę zaproszona. Wszystko przebiegło szybko i sprawnie i zostałam zakwalifikowana do hospitalizacji. Patologia ciąży 5/5: Przemiłe Panie, bardzo dobrze wspominam. Sala 4 osobowa, dość przestronna, każda dziewczyna miała swoją szafkę/stolik, na sali była łazienka. Póki czekałam na lekarza, poczułam, że rozkręcają się skurcze. Nie były to takie, że „już zaczyna się!”, czułam je od 6, ale dopiero w szpitalu były regularne. Może i treningowe, nie wiem, bo przez całą ciążę nie miałam nawet treningowych. Zaczął też odchodzić czop. Dopiero o 11 zostałam zbadana przez lekarza, dobrała mi metody indukcji porodu (balonik, oksytocyna, przebicie wód). Powiedziałam, że podobno zaczęły mi się skurcze, ale Pani lekarz stwierdziła, że nie mam skurczy. Zapytałam, kiedy mniej więcej mogę się spodziewać tego wszystkiego – „wszystko zależy od sytuacji na bloku porodowym”. O 22 przyszła położna i powiedziała się zbierać, idziemy rodzić. Blok porodowy 3/5: Bardzo miłe Panie na rejestracji. Dostałam standardowe papierki do wypełnienia/podpisania, w tym plan porodu. Niestety z godzinkę musiałam poczekać póki moja sala będzie gotowa, bo dopiero została zwolniona. Położna (niestety nie wiem jak miała na imię) pomogła mi z walizką i pozostałymi rzeczami. Przeczytała plan porodu, moje uwagi i zapewniła, że wszystko będzie uwzględnione. Powiedziałam, że przez cały dzień mam skurcze i odszedł czop. Na co położna, że faktycznie, nawet rejestrują się na ktg, zbadała mnie i powiedziała, że zawoła lekarza. Zostałam zbadana przez lekarza Marię Zachara (bardzo miła, ciepła osoba) i stwierdziła, że założymy balonik do rana, żeby trochę wspomóc. Z balonikiem skurcze zrobiły się bardzo nieprzyjemne. Za godzinę przyszła położna sprawdzić jak się czuję, powiedziałam, że bardzo mnie boli. Zaproponowała przewrócić się na prawą stronę – i w tym momencie poczułam coś dziwnego. Zbadano mnie – balonik wypadł. Usunięto balonik i że muszę spróbować zasnąć. Ja już zadowolona, bo bez balonika skurcze były do zniesienia i pewna, że zaraz zasnę…..otóż nie. Po baloniku skurcze dalej były bardzo bolesne. W międzyczasie zmieniła się położna – od tej pory zajmowała się mną Pani Mariola. Leżałam na prawym boku – wzrosło tętno dziecka – przebito wody – czyste – znowu że muszę zasnąć 😊 Ale już nie mogłam, ból była nie do zniesienia, wyłam z bólu. Ciepło wspominam Panią Mariolę. Wspierała mnie, pokazała jak muszę oddychać, zrobiła pyszną herbatkę z cukrem (była już godzina 4, a ostatni posiłek miałam o 18), którą zapamiętam do końca życia. Niestety o 7 zmiana, Pani Mariola pożegnała się ze mną i powiedziała, że teraz będę pod opieką położnej Marty. O 7 też lekarz pozwolił podać mi znieczulenie (zzo). Pani anestezjolog i jej asystentka – 100/100. Bardzo miłe, „kochana, zaraz wszystko będzie”. Po 8 przyjechał mąż. Trochę odpoczęłam i o 12 skurcze parte były już nie do zniesienia. O 12:10 zaczęliśmy. Jeśli chodzi o pozycję, to stwierdziłam, że zaufam doświadczonym położnym. Niestety z godzinę rodziłam bez postępu w pozycji na lewym boku. Była jeszcze stażystka, która założyła mi cewnik, żebym oddała mocz – hello zapalenie ☹ Bardzo się zdziwiła, że mimo znieczulenia odczułam ból. Skurcze zaczęły słabnąć i zanikać. Podano oksytocynę. W końcu Marta zawołała jeszcze jedną położną i mówi „no zobacz co tu mamy” i się śmieje. Położna zobaczyła i stwierdziła, że zmieniamy pozycję. Dalej rodziłam klasycznie jak w kinie 😀 I o 13:40 w końcu zobaczyłam synka. Kontakt skóra do skóry był…potem kazano go nakarmić na leżąco, więc taki sobie kontakt 😀 Oddział neonatologii 1/5: Nikt nie pokazał jak przystawiać dziecko do piersi. Tylko pytanie „czy dziecko się przykłada/ssie?”. No przykłada się, ale czy efektywnie? W piątek (urodziłam w czwartek) na moją prośbę położna sprawdziła jak przystawiam dziecko, powiedziała, że jest ok, żebym dalej próbowała i następnego dnia jak coś zawołamy doradcę laktacyjnego. Bingo! W weekend nie ma doradcy laktacyjnego! W sobotę nie zostaliśmy wypisani. Mały nie robił kupy (oprócz smółki po porodzie). No i dzień dobry, dziecko głodne, nie mam pokarmu, prosimy z mężem zawołać doradcę, dowiadujemy się, że doradcy nie ma w weekendy. I położna: „ale ja mogę pomóc”. Ciągnęła mnie za piersi, wręczyła laktator. Wieczorem wszyscy podjęliśmy decyzję, że podamy mleko modyfikowane, bo dziecko płacze bez przerwy, nie da się go odłożyć ani na chwilę. Najgorsza noc w naszym życiu – z soboty na niedzielę – dziecko płacze z głodu, nie wytrzymuje tych 3 godzin przerwy między karmieniem. Położna (już inna, zmiana o 19) całą noc spędziła z nami. Przynosiła mleko, bała się dać więcej, bujała dziecko, spowijała go, znowu ciągnęła mnie za piersi spodziewając się, że zaraz wypłynie rzeka mleka, ale nic z tego. Dziecko płacze, a ja razem z nim, bo nie mogę mu pomóc. Po tym ciągnięciu za piersi miałam traumę i broń Boże trafi mi się kolejna chętna do pomocy położna. O 7:30 na oddziale wpadli na „wspaniały” pomysł zrobić dziecku lewatywę – nic z tego. Pediatra na obchodzie….ogólnie te obchody to jakiś żart. Codziennie inna osoba, której od początku opowiadasz historię dziecka, każda osoba ma swoją wizję tematu, spędza na sali 10 min i do końca dnia nigdy jej już nie zobaczysz. W poniedziałek przez przypadek dowiadujemy się, że dzisiaj nie ma co liczyć na wypis. Żadnej konkretnej diagnostyki. Wołamy lekarza, żeby wypisała nas na własne życzenie, na co ona mówi poczekać na kolejną lewatywę (LEWATYWA GŁODNEMU DZIECKU) i zaczyna nas straszyć chorobą Hirschsprunga…NIE MAJĄC ŻADNYCH PODSTAW. Tylko, że mały ma robić „3-4 kupy jak i wszystkie dzieci na tym oddziale”. Po lewatywie mąż pyta czy ona widzi podstawy do skierowania nas na oddział chirurgii skoro na neonatologii nie mają jak wykryć tej choroby. Odpowiedź „nie”. Pani dyktuje mi tekst dla wypisu: „biorę odpowiedzialność za to, że zabieram dziecko przed końcem diagnostyki”. Tutaj śmiechłam. Znowu, żadnej konkretnej diagnostyki nie było. Następnego dnia po wypisie byliśmy już prywatnie u pediatry, który powiedział odczepić się od dziecka, każde dziecko jest inne, skoro ma apetyt, to dać mu więcej mleka, musimy go po prostu nakarmić i dał nam 3 dni. Był w szoku, kiedy usłyszał o chorobie Hirschsprunga. Powiedział, że dziecko by wtedy nic nie jadło przez ból. Nakarmiliśmy malucha, śmiało dawaliśmy mu więcej mleka, czekaliśmy 3 dni, 4 dnia rano była taka kupa, aż nie wiedzieliśmy, że tyle można 😀 Strasznie chciało mi się rzucić tym pampersem w nieszanowną Panią pediatrę, u której „wszystkie dzieci na oddziale robią 3-4 kupy dziennie”. Przez cały stres w szpitalu i „złote porady” położnych tak i nie udało mi się rozkręcić laktacji. Nauka? Następnym razem biorę mieszankę do szpitala i jeśli sytuacja się powtórzy, to dokarmiam dziecko na własną rękę, by nie umarło z głodu, nie męczono go lewatywami i żebym miała chwilę na pracę z laktatorem póki śpi.
    Data: 19/12/2023

    Magda
    Szpital: Szpital Południowy, ul. Rotmistrza Witolda Pileckiego 99
    Ocena:
    Opinia:
    Szpital ten wybrałam do mojego drugiego porodu. Ocenę szpitala muszę podzielić na dwa aspekty: medyczny i organizacyjny. Z medycznego punktu uważam, że jest to najlepsze miejsce do urodzenia dziecka. Fantastyczne położne, dobrze wyposażone sale porodowe i wsparcie na najwyższym poziomie. Szukając informacji o tym szpitalu trafiłam na ich profil na Instagramie (rodzewpoludniowym) i trochę nie wierzyłam w te piękne historie tam opisane, aż sama nie trafiłam do nich na porodówkę. Dzięki położnej Oli Chylińskiej zapamiętam swój poród jako niesamowicie piękne doświadczenie. Na oddziale położniczym również spotkałam się z mnóstwem ciepła i empatii ze strony personelu jako przykład podam sytuacje gdy w nocy po urodzeniu położna przyszła przewinąć mi maluszka żebym ja mogła odpocząć. Codziennie przychodziła doradczyni laktacyjna i fizjoterapeutka uroginekologiczna, które były ogromnie pomocne. Dwa razy dziennie położna robiła obchód z lekami przeciwbólowymi, a nie trzeba się było o nie prosić. Maluszki były badane w sali przy obecności rodzica. Każda sala ma swoją łazienkę, dodatkowo dostępna jest kuchnia dla pacjentek. Na minus dla porodówki jest organizacja szpitala. Żeby dostać się na izbę przyjęć trzeba przejść przez SOR gdzie najpierw czeka się do rejestracji, potem na triaż i dopiero ratownik przekierowuje na izbę gdzie...znowu czeka się do położnej na KTG i dopiero na końcu tej ścieżki można zostać zbadanym przez lekarza. Teoretycznie można zapisac się na KTG w poradni przyszpitalnej, ale raz że umawiać się trzeba z dużym wyprzedzeniem a dwa jak już udało mi się w jednym tygodniu umówić (że względu na cukrzycę ciążową musiałam od 36 tygodnia mieć KTG co tydzień) to i tak położna odesłała mnie na SOR bo nie było tego dnia lekarza. Średnio taka wizyta na rutynowe KTG zajmowała mi ok 3/4h gdzie w Szpitalu Brodnowskim taką wizytę odbywałam od ręki i całość zajmowała max godzinę. Ze spraw organizacyjnych dodam jeszcze brak szatni (na oddział nie można wejść z kurtką, mąż zostawiał ją w aucie ale nie wiem co mają z rzeczami zrobić ludzie którzy autem nie przyjadą) oraz parking, który raz działa a raz nie. Podsumowując bardzo polecam ten szpital że względu na opiekę medyczną co moim zdaniem jest kluczowym aspektem wyboru miejsca porodu, ale trzeba mieć na uwadze niedogodności organizacyjne jakie można tam spotkać.
    Data: 19/12/2023